Pytam się go o coś, a on powoli, z namaszczeniem zaczyna zdanie od "bo", robi krótkę pauzę i kończy zdanie.
Najczęściej użycie "bo" nie ma żadnego uzasadnienia.
W przedszkolu stoi sobie poidełko.
Naciska się guziczek i leci strumień wody, można nałapać w usta i napić się.
Czy spragniony czy nie, Smyk zawsze musiał skorzystać.
Ale jakiś czas temu poidełko się zepsuło.
Wczoraj,
wychodząc z przedszkola, Smyk zaczął mnie ciągnąć w stronę poidełka,
czyli dokładnie w przeciwnym kirunku niż drzwi wyjściowe. Pytam:
- A po co chcesz tam iść?
- Bo woda nał puta. (Bo woda jest teraz zepsuta.)
Smyk jakoś sobie zakodował, że "obie/oba" to synonim wyrazu "dwa" i teraz używa czy pasuje czy nie: oba jenki (obie ręce), oba siu (oba buty) a jak się zapytam ile chce cukierków to odpowiada:
- Oba!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz