Dzisiaj wraca temat brzydkich wyrazów.
Nie
jestem święta, zdarza mi się wyrazić coś dosadnie, ale niezmiernie
rzadko, natomiast mąż traktuje takie wyrazy jak przecinki.
Od
dawna zwracałam mu uwagę na to, że w końcu Smyk zacznie powtarzać za
nim, ale zawsze słyszałam w odpowiedzi, że jest jeszcze za mały, nie
roumie, zapomni.
Okazuje się, że ani nie jest za mały, ani nie zapomina i doskonale rozumie o co biega.
W
niedzielny poranek dość często robię kakao z pianką, czyli składniki
miksuję w robocie kuchennym. Pewnego razu nalałam za dużo mleka i po
włączeniu miksera, wybiło pokrywkę i zalało szafkę. Moja reakcja:
- O rany!
Przybiega Hultajstwo, widzi bałagan i woła:
- O kowa!
- No i co, dalej twierdzisz, że zapomni?
- pytam męża, bo akurat tego poranka TO słowo w domu nie padło, a
dziecko jakoś zapamiętało i zastosowało adekwatnie do sytuacji.
Usiłowałam obrócić kota ogonem:
- Krowa? A gdzie jest twoja krowa? O tutaj! - i szybko przyniosłam taką latarenkę-krówkę, która po przyciśnięciu ogona świeczy i robi Muuu!, ale Smyk nie w ciemię bity i nie kupił.
Jakiś czas mąż się miarkował, ale przy okazji wymiany kranu Hultajstwo znowu się nasłuchało koncertu.
I nie wiem co mam z tym fantem zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz