Przy okazji różnych ogólnodostępnych imprez organizowanych u nas w
mieście, dzieci mogą się załapać na malunki na buzi (face painting).
Przeważnie za darmo (sponsorowane przez organizatora i mprezy), choć
zdarza się, że odpłatnie.
Sporo dzieci lubi zamienić się pod dotykiem pędzelka w kotka,
tygryska czy co tam im przyjdzie do głowy, więc zazwyczaj do stoiska
artysty wiedzie sznureczek oczekujących dzieci.
Do tej pory Smyk nigdy nie dał się namówić na takie malowanie.
NIE! I już.
Dlaczego?
Bo nie!
A kilka dni temu przychodzę odebrać Małego z przedszkola i co widzę? Malunki na buzi!
Zaskoczona, wyrażam swoje zdziwienie a pani wyjaśnia, że wcale nie
musiała Smyka namawiać. Zapytała co chce, żeby mu namalowała na buzi, na
co Smyk odrzekł, że drzewa, chmurki i słoneczko, i proszę:
Na szczęście Hultajstwo nie przywiązało się zbytnio do tego make-upu i wieczorem nie było problemu z umyciem buzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz