Na zajęciach w przedszkolu dzieci robiły kartki walentynkowe dla rodziców.
Smyk wręczył mi tę wykonaną przez siebie w piątek, kiedy Go odbierałam:
Prawdziwa niespodzianka czakała w środku.
I nie chodzi mi o to, że imię moje dziecko napisało własnoręcznie, bo tym zaskoczył mnie już jakiś czas temu.
Chodzi mi raczej o to jak to imię zostało napisane.
Jak widać na zdjęciu, Hultajstwu zabrakło miejsca na napisanie
całego, dość długiego imienia, więc przeniósł resztę do linijki powyżej,
kontynuując pisanie od prawej strony do lewej.
Chwilę musiałam się temu przyjrzeć, zanim załapałam tę smykową metodologię.
A róże, jak łatwo się domyślić, to prezent od męża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz