Dzień był mglisty, wilgotny, przenikliwie chłodny i ponury.
Kiedy odjeżdżał, poczułam się tak, jak kilka lat temu, kiedy
czekałam na wizę w Polsce, a On był już tutaj, i kiedy wyjeżdżał,
żegnaliśmy się na kilka miesięcy.
Polały się łzy.
Zostaliśmy ze Smykiem sami.
Łzy leciały cały dzień.
Smyk starał się mnie po swojemu pocieszyć:
- Mamusia, nie płakaj - ja Cie pytule!
Więc chlipałam w sweterek mojego Słoneczka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz