Kiedy mama robiła kanapki, a tata ładował sprzęt do samochodu, Hultajstwo strzeliło sobie makijaż, bo przecież dobrze zrobione oko to podstawa udanego białego szaleństwa!
Ponieważ 2 metry za aparkingiem Bobas zaprotestował przeciwko
przymusowemu unieruchomieniu w nosidełku, dostosowaliśmy się do potrzeb i
wymagań naszego Szczęścia i tarzaliśmy się w śniegu tuż przy parkingu.
Zresztą dało się zaobserwować prostą zależność: rodzice dzieci, które
grzecznie siedzały w nosidełkach lub na sankach ruszali na szlak,
rodzice żywych sreberek brykali ze swoimi pociechami przy parkingu,
gdzie na dodatek była bardzo stroma góreczka kończąca się w tej części
parkingu, gdzie już nie wolno wjeżdżać samochodami, ale jeszcze płasko i
odśnieżone a od reszty stoku oddzielała wszystko 3-4 metrowa zaspa -
nie do przedarcia się! Czyli bezpiecznie, blisko do WC i zapasów
jedzonka w autkach.
Mama walczyła z wiatrakami, czyli
usilowała utrzymać rękawiczki na rączkach Smyka od czasu do czasu
eksplorując pobliskie zaspay (w celu przećwiczenia mięśni nóg i spalenia
choćby odrobiny kalorii po świątecznych wypiekach). Bobas odkrył
rzucanie śniegowymi kulkami, tzn. wołał Ku! a
mama/tata mieli rzucać kulami. W bezpiecznych i miękkich warunkach Smyk
uprawiał też śnieżne rodeo czyli ujeżdżał mniejsze zaspy:
A w sylwestra obchodziliśmy urodziny męża. Był pyszny tort i
świeczki, szampan i dosyć trafiony prezent. Podarowałam mężowi
serięfilmów na DVD Planeta Ziemia,
więc reszta tego dnia i następnego minęła nam pod znakiem przepięknych
filmów przyrodniczych z miejsc, których zapewne nigdy w życiu nie
zobaczymy osobiście, a gdzie moglilśmy być dzięki tym fimom.
W
pierwszy dzień nowego roku, pomimo zimna, zabraliśmy Smyka do parku,
żeby znaleźć ujscie dla jego energii życiowej i było bardzo miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz