czwartek, 29 marca 2018

Bardzo miły koniec roku (2008-01-02)

O mały włos a nie udałoby się  nam pojechać na śnieg. Choróbsko zaatakowało tam, gdzie się tego najmniej spodziewaliśmy, czyli tatę (tata niemal nigdy nie choruje). Na szczęście nie było to nic poważnego, tylko tata stracił całkiem głos na kilka dni, ale to może i lepiej, bo wiadomo jak chory facet potrafi by upierdliwy, a tak to nie mógł mówć = narzekać.
Kiedy mama robiła kanapki, a tata ładował sprzęt do samochodu, Hultajstwo strzeliło sobie makijaż, bo przecież dobrze zrobione oko to podstawa udanego białego szaleństwa!
 
Ponieważ 2 metry za aparkingiem Bobas zaprotestował przeciwko przymusowemu unieruchomieniu w nosidełku, dostosowaliśmy się do potrzeb i wymagań naszego Szczęścia i tarzaliśmy się w śniegu tuż przy parkingu. Zresztą dało się zaobserwować prostą zależność: rodzice dzieci, które grzecznie siedzały w nosidełkach lub na sankach ruszali na szlak, rodzice żywych sreberek brykali ze swoimi pociechami przy parkingu, gdzie na dodatek była bardzo stroma góreczka kończąca się w tej części parkingu, gdzie już nie wolno wjeżdżać samochodami, ale jeszcze płasko i odśnieżone a od reszty stoku oddzielała wszystko 3-4 metrowa zaspa - nie do przedarcia się! Czyli bezpiecznie, blisko do WC i zapasów jedzonka w autkach.
Mama walczyła z wiatrakami, czyli usilowała utrzymać rękawiczki na rączkach Smyka od czasu do czasu eksplorując pobliskie zaspay (w celu przećwiczenia mięśni nóg i spalenia choćby odrobiny kalorii po świątecznych wypiekach). Bobas odkrył rzucanie śniegowymi kulkami, tzn. wołał Ku! a mama/tata mieli rzucać kulami. W bezpiecznych i miękkich warunkach Smyk uprawiał też śnieżne rodeo czyli ujeżdżał mniejsze zaspy:
 
 
A w sylwestra obchodziliśmy urodziny męża. Był pyszny tort i świeczki, szampan i dosyć trafiony prezent. Podarowałam mężowi serięfilmów na DVD Planeta Ziemia, więc reszta tego dnia i następnego  minęła nam pod znakiem przepięknych filmów przyrodniczych z miejsc,  których zapewne nigdy w życiu nie zobaczymy osobiście, a gdzie moglilśmy być dzięki tym fimom.



W pierwszy dzień nowego roku, pomimo zimna, zabraliśmy Smyka do parku, żeby znaleźć ujscie dla jego energii życiowej i było bardzo miło.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...