Choinka ubrana!
W tym roku odstąpiliśmy od tradycyjnego dekorowania drzewka w 
wigilijny poranek. Zwyczaj ten jest dobry, kiedy ma się nieco starsze 
dzieci, którym można powierzyć to odpowiedzialne zadanie a samemu zabrać
 się za ostatnie porządki i sprawy kuchenne. 
Kiedy ma się małe dziecko, to choinkę ubiera się samemu przy okazji
 pilnując Smyka, żeby sobie nie zrobił krzywdy - w tym roku pasjonowały 
go potłuczone bombki,
Nawet jedną usiłował polizać. 
Mąż, tradycyjnie osadza choinkę w stojaku i zakłada światełka - na tym kończy się jego wkład w ubieranie choinki.
Żeby więc zaoszczędzić sobie stresu pod presją czasu, kiedy to do 
pierwszej gwiazdki coraz bliżej, a postępów w przygotowaniach 
świątecznych nie widać, choinka stanęła w całej krasie odpowiednio 
wcześniej.
Okazało się, że mamy tyle ozdób choinkowych, (mimo corocznej 
selekcji w wyniku bliskiego spotkania z drewnianą podłogą) że nie 
wszystkie się zmieściły, a tu jeszcze ja własnoręcznie kilka zrobiłam. 
Z szydełkowych śnieżynek prezentowanych wcześniej zostało mi tylko kilka najbardziej koślawych - reszta rozeszła się po świecie. Na szczęście mam otrzymaną rok temu od Splocika złotą gwiazdkę. Jest kilka zeszłorocznych Mikołajków oraz haftowana świeczka. 
A do kompletu zrobiłam w tym roku kilka szydełkowych bombek.
Szydełkowe bombki to nazwa myląca, ponieważ sama bombka jest tradycyjna a jedynie została udekorowana szydełkowym ubrankiem.
Bombek, zrobiłam w sumie dziesięć. Dziewięć z nich jest w kolorze 
starego złota - kupiłam je rok temu na poświątecznej wyprzedaży, a 
ponieważ zbytnio mi się na te zakupy nie spieszyło, tylko w takim 
kolorze się ostały. W zestawieniu z białą nitką wyglądają dość ładnie.
Jedna bombka, która bardzo przypadła do gustu Hultajstwu, jest w 
kolorze czerwonego wina i jest nieco mniejsza od pozostałych. Okazało 
się, że schemat, z którego skorzystałam był za mały na złote bombki, 
więc żeby oszczędzić sobie prucia, czego serdecznie nie znoszę, wołałam 
przekopać stryszek w poszukiwaniu odpowiednio mniejszej bombki. Udało mi
 się nawet nie spaść z drabiny.
Inne są z cieńszej nitki i te, takie misterne, choć wymagały większego wkładu pracy, są dużo ładniejsze.
Kilka bombek niebawem znajdzie się u nowych właścicieli, nie wszystkie znalazły się na naszej choince. 
Gdyby można je było wsadzić do koperty i wysłać pocztą, pewnie ostałaby się jedna lub dwie.
Inne są z cieńszej nitki i te, takie misterne, choć wymagały większego wkładu pracy, są dużo ładniejsze.
Kilka bombek niebawem znajdzie się u nowych właścicieli, nie wszystkie znalazły się na naszej choince. 
Gdyby można je było wsadzić do koperty i wysłać pocztą, pewnie ostałaby się jedna lub dwie.
A przy okazji, bardzo świąteczna historia, która mi się ostatnio przytrafiła.
W czwartek wieczorem pechowo odłamał mi się kawałek zęba. 
Nie
 jadłam niczego twardego, nie usiłowałam łupać orzechów na świąteczne 
wypieki zębami - z niewiadomego powodu odpadł kawałek ósemki.
W piątek moja dentystka miała wolne, więc mogła mnie przyjąć dopiero wczoraj.
Sprawa
 okazała się nieco bardziej skomplikowana, ale po niemal półtorej 
godzinie w fotelu dentystycznym wszystko zostało ponaprawiane.
A
 świąteczna niespodzianka czekała na mnie przy płaceniu, kiedy to 
sekretarka oznajmiła, że pani Dentystka nie skasuje mnie za część 
usługi, a od reszty dała mi 15% upustu, co w sumie zaowocowało o 30% 
niższym rachunkiem. A ja nie mam ubezpieczenia stomatologicznego i 
wszystko muszę płacić z własnej kieszeni. 
Zrobiło mi się bardzo miło.
 
 




 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz