A
ja, paskudna żona, ile razy robię zakupy spożywcze to kupuję sobie
kawałek pizzy z napojem za 2.48, i tę końcówkę daję pani w cencikach.
(Mąż twierdzi, że z pewnością mnie za to liczenie tam nienawidzą, ale
prawda jest taka, że raczej nie sprawdzają czy rzeczywiście jest tych
pieniążków 48 czy nie.)
W niedzielę wieczorem byłam właśnie w
trakcie uzupełniania zapasów bilonu w portmonentce, kiedy do kuchni
wparował Bobas, i z błyskiem w oku wyciągnął rączki do słoika.
A
potem świetnie się bawił rozsypując bilon po całej kuchni. Ach jak ten
brzęk musiał brzmieć w jego uszach! Jak najpiękniejsza muzyka!
Tata
usiłował pozbierać małe krążki do miseczki, ale jak tylko uzbierało mu
się trochę, porwał to Smyk i wysypał na krzesło. Z rozmachem dosuwał
krzesło do ściany,a w wyniku wstrząsu zderzenia, miedziaki podskakiwały i
z brzękiem spadały na ziemię. Kolejne odsunięcie i pchnięcie do ściany,
i nowy potok pieniążków sypie się na ziemię! I jeszcze raz! I jeszcze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz