Czapka miała nie być zbyt gruba, ponieważ taką Zuzia już ma. Miała być cienka, na chłodne, ale nie mroźne dni.
Ponieważ
Zuzia odzedziczyła kurtkę po Smyku, wiedziałam też do jakich kolorów ma
pasować. Kurtka jest niebiesko-żółta i do tego chłopięca, więc tym
bardziej chciałam, żeby czapka była dziewczęca.
Zabrałam
się za przeglądanie kosza z włóczkami chcąc wykorzystać posiadane
resztki, co mi się z resztą udało. Do czapeczki dorobiłam też szaliczek.
Oto cały komplet:
Udało mi się zużyć resztkę jakiegoś białego akrylu - to na czapkę, szalik po wstał z innej włóczki. Niebieską trawkę, pozostałość po szaliku boa dla koleżanki, też zużyłam do końca.
Wypróbowałam kilka splotów na szalik, aż w końcu najbardziej spodobał mi się zwykły dżersej + wykończenie szydełkiem. Wprawdzie szalik zwija się, ale dzięki niebieskiej trawce, wygląda to jak efekt zamierzony:
Na
czubku czapki miał być kwiatek ze sznureczka wykonanego laleczką
dziewiarską, ale niestety włóczki wystarczyło jedynie na taką małą
pętelkę:
Dobrze,
że przezornie zrobiłam zdjęcia na moim domowym modelu - lwie, bo w
całym zamieszaniu przy okazji spotkania z koleżanką zapomniałam zrobić
zdjęć Zuzi w nowym komplecie. Wykorzystanie Smyka jako modela odpada, bo
przekonany, że przymierzane rzeczy należą do niego nie chce ich potem
oddać.
* * *
A kilka ostatnich dni poświęciłam przeróbkom.
Chyba nikt tego nie lubi, ale czasem trzeba.
Swterek z misiem, który zrobiłam Smykowiw w styczniu zrobił się jakiś taki przykrótki. Miałam jeszcze trochę tej włóczki,
więc przedłużyłam rękawy, i sam sweter. Ponieważ zużyłam włóczkę do
końca, sweter jest teraz trochę za duży, ale to akurat mały problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz