piątek, 30 marca 2018

Długi spacer - długi wpis (2009-03-31)

  W miniony piątek znowu dopieściła nas wiosna. Było bardzo ciepło, w cieniu ok. 20 stopni a w słońcu dużo cieplej - sporo dzieciaków biegało na bosaka i w krótkich spodenkach, choć ja Smykowi na to nie pozwoliłam.   Zaraz po przedszkolu pojechaliśmy do parku nad rzekę.  O dziwo, Hultajstwo wzgardziło placem zabaw i podjęło męską decyzję, żeby udać się do fontanny. To taki kilometrowy spac...

W miniony piątek znowu dopieściła nas wiosna.
Było bardzo ciepło, w cieniu ok. 20 stopni a w słońcu dużo cieplej - sporo dzieciaków biegało na bosaka i w krótkich spodenkach, choć ja Smykowi na to nie pozwoliłam.

Zaraz po przedszkolu pojechaliśmy do parku nad rzekę.
O dziwo, Hultajstwo wzgardziło placem zabaw i podjęło męską decyzję, żeby udać się do fontanny. To taki kilometrowy spacerek wzdłuż rzeki.
Mimo, że można wygodnie przespacerować się betonową alejką, my, tradycyjnie, wybraliśmy chaszcze nad samym brzegiem ulubione przez pieski i ich właścicieli oraz lokalnych pijaczków (ale na nich było jeszcze troszkę za wcześnie, przeważały pieski).

W parku widać wyraźnie okres przejściowy między wiosną a zimą. Część drzew nadal zupełnie ogołocona ze starych liści, jeszcze bez nowych, nawet bez pąków, inne już ustrojone w wiosenne barwy:


W mojej „okolicy" dość modne jest wkomponowywanie wczesnowiosennych kwiatów cebulowych w krajobraz tak, aby wyglądało to tak, jakby same tam wyrosły. I pewnie większość ludzi tak właśnie sądzi, ale uważny obserwator może dostrzec zadziwiającą regularność, z jaką żonkile żółcą się 2 - 3 metry od alejki na całej jej długości:




Nad rzeką nie obyło się bez moczenia kija w wodzie, małej przekąski spałaszowanej na zwalonym pniu drzewa, aż w końcu dotarliśmy do celu, czyli do fontanny.

Tam zabawiliśmy nieco dłużej, bo taka lejąca się woda to niesamowita atrakcja dla Hultajstwa. Tak go zaabsorbowało wtykanie kija w strumień wody, że sam się w nim znalazł całą prawą stroną. Bluza, spodnie, but po prawej stronie przemokły do suchej nitki. Ale, że fontanna jest w bardzo nasłonecznionym a przy tym osłoniętym od wiatru miejscu, temperatura sięgała grubo powyżej 20 stopni i obyło się bez kataru.





W pobliżu fontanny kwitnie sporo mleczy. Hultajstwo narwał ładny bukiecik, wąchał zapamiętale, nawet mi podarował jednego kwiatka. Resztę ułożył na chodniku i stwierdził, że to jego ognisko:




W  końcu nadszedł czas powrotu. Tym razem już alejką parkową. Po drodze odpoczywaliśmy na łączce pełnej stoktotek dając wytchnienie zmęczonym nóżkom (mama kategorycznie odmówiła niesienia potomka na rękach):




Siedząc sobie tak na trawce mama szalała z aparatem, uwieczniając pracowite pszczółki przy pracy:




Smyk natomiast wypatrzył wiewiórkę. Gonił ją nawet kawałek, ale uciekła na drzewo i stamtąd nas obserwowała. A Smyk stwierdził, że chce ją wziąć na ręce i to będzie jego dzidziuś:



„Dzidziuś" pozostał na drzewie głuchy na Smykowe wołania, a my w końcu dotarliśmy do placu zabaw, w pobliżu którego zaparkowaliśmy samochód. Droga powrotna trwała dłuuuugo, bo nóżki smykowe nie bardzo chciały same iść a wyrodna matka na każdą prośbę „lence" odpowiadała twardo  „nie" ku wielkiej rozpaczy Hultajstwa. Nawet polały się łzy, ale serce moje, twarde jak kamień pozostało niewzruszone.

Na placu zabaw Hultasjtwo cudem odzyskało siły i szalało tak, jakby wcale nie wrócił właśnie z niemal trzygodzinnego spaceru. Siłą prawie musiałam go ciągnąć do samochodu. A ewakuacja z parku była konieczna, ponieważ mam uczulenie na te piękne, kwitnąco na różowo drzewa i po trzech godzinach wdychania pyłków skończyły mi się już chusteczki higieniczne, oczy łzawiły i swędziały straszliwie i zaczynało mi się ciężko oddychać - bałam się, że nie dam rady dojechać samochodem do domu.


Niestety, weekend dla kontrastu był zimny i deszczowy - to już któryś tydzień z rzędu mamy właśnie taką pogodę: piękny, słoneczny i ciepły piątek a po nim zimny i mokry weekend.

A na koniec kwiatek z parkowej rabatki. Dzięki Splocikowi już wiem jak się nazywa:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...