W miniony piątek znowu dopieściła nas wiosna.
Było bardzo ciepło, w cieniu ok. 20 stopni a w słońcu dużo cieplej -
sporo dzieciaków biegało na bosaka i w krótkich spodenkach, choć ja
Smykowi na to nie pozwoliłam.
Zaraz po przedszkolu pojechaliśmy do parku nad rzekę.
O dziwo, Hultajstwo wzgardziło placem zabaw i podjęło męską decyzję,
żeby udać się do fontanny. To taki kilometrowy spac...
W miniony piątek znowu dopieściła nas wiosna.
Było bardzo ciepło, w cieniu ok. 20 stopni a w słońcu dużo cieplej -
sporo dzieciaków biegało na bosaka i w krótkich spodenkach, choć ja
Smykowi na to nie pozwoliłam.
Zaraz po przedszkolu pojechaliśmy do parku nad rzekę.
O dziwo, Hultajstwo wzgardziło placem zabaw i podjęło męską decyzję,
żeby udać się do fontanny. To taki kilometrowy spacerek wzdłuż rzeki.
Mimo, że można wygodnie przespacerować się betonową alejką, my,
tradycyjnie, wybraliśmy chaszcze nad samym brzegiem ulubione przez
pieski i ich właścicieli oraz lokalnych pijaczków (ale na nich było
jeszcze troszkę za wcześnie, przeważały pieski).
W parku widać wyraźnie okres przejściowy między wiosną a zimą. Część
drzew nadal zupełnie ogołocona ze starych liści, jeszcze bez nowych,
nawet bez pąków, inne już ustrojone w wiosenne barwy:
W mojej „okolicy" dość modne jest wkomponowywanie wczesnowiosennych
kwiatów cebulowych w krajobraz tak, aby wyglądało to tak, jakby same tam
wyrosły. I pewnie większość ludzi tak właśnie sądzi, ale uważny
obserwator może dostrzec zadziwiającą regularność, z jaką żonkile żółcą
się 2 - 3 metry od alejki na całej jej długości:
Nad rzeką nie obyło się bez moczenia kija w wodzie, małej przekąski
spałaszowanej na zwalonym pniu drzewa, aż w końcu dotarliśmy do celu,
czyli do fontanny.
Tam zabawiliśmy nieco dłużej, bo taka lejąca się woda to niesamowita
atrakcja dla Hultajstwa. Tak go zaabsorbowało wtykanie kija w strumień
wody, że sam się w nim znalazł całą prawą stroną. Bluza, spodnie, but po
prawej stronie przemokły do suchej nitki. Ale, że fontanna jest w
bardzo nasłonecznionym a przy tym osłoniętym od wiatru miejscu,
temperatura sięgała grubo powyżej 20 stopni i obyło się bez kataru.
W pobliżu fontanny kwitnie sporo mleczy. Hultajstwo narwał ładny
bukiecik, wąchał zapamiętale, nawet mi podarował jednego kwiatka. Resztę
ułożył na chodniku i stwierdził, że to jego ognisko:
W końcu nadszedł czas powrotu. Tym razem już alejką parkową. Po drodze
odpoczywaliśmy na łączce pełnej stoktotek dając wytchnienie zmęczonym
nóżkom (mama kategorycznie odmówiła niesienia potomka na rękach):
Siedząc sobie tak na trawce mama szalała z aparatem, uwieczniając pracowite pszczółki przy pracy:
Smyk natomiast wypatrzył wiewiórkę. Gonił ją nawet kawałek, ale uciekła
na drzewo i stamtąd nas obserwowała. A Smyk stwierdził, że chce ją wziąć
na ręce i to będzie jego dzidziuś:
„Dzidziuś" pozostał na drzewie głuchy na Smykowe wołania, a my w
końcu dotarliśmy do placu zabaw, w pobliżu którego zaparkowaliśmy
samochód. Droga powrotna trwała dłuuuugo, bo nóżki smykowe nie bardzo
chciały same iść a wyrodna matka na każdą prośbę „lence" odpowiadała twardo „nie" ku wielkiej rozpaczy Hultajstwa. Nawet polały się łzy, ale serce moje, twarde jak kamień pozostało niewzruszone.
Na placu zabaw Hultasjtwo cudem odzyskało siły i szalało tak, jakby
wcale nie wrócił właśnie z niemal trzygodzinnego spaceru. Siłą prawie
musiałam go ciągnąć do samochodu. A ewakuacja z parku była konieczna,
ponieważ mam uczulenie na te piękne, kwitnąco na różowo drzewa i po
trzech godzinach wdychania pyłków skończyły mi się już chusteczki
higieniczne, oczy łzawiły i swędziały straszliwie i zaczynało mi się
ciężko oddychać - bałam się, że nie dam rady dojechać samochodem do
domu.
Niestety, weekend dla kontrastu był zimny i deszczowy - to już któryś
tydzień z rzędu mamy właśnie taką pogodę: piękny, słoneczny i ciepły
piątek a po nim zimny i mokry weekend.
A na koniec kwiatek z parkowej rabatki. Dzięki Splocikowi już wiem jak się nazywa:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
-
Zrobiłam sobie czapkę. Już jakiś czas temu, ale do soboty nie miałam za bardzo okazji w niej chodzić. Prawdę powiedziawszy to w sobotę z...
-
W niedzielę wybraliśmy się na sanki - to już ostatni raz w tym sezonie. Wprawdzie śniegu jest jeszcze bardzo dużo, ale odwilż panoszy się ...
-
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz