czwartek, 29 marca 2018

Fern Lace (2008-03-03)

Z małym poślizgiem prezentuję kolejne swoje dzieło, za które powinnam dostać medal za wytrwałość. Efekt końcowy to chyba czwarte podejście do tej włóczki, tak więc zrobiłam plecy razy 4, prułam 3 razy... Albo nie podobał mi się wzór, albo okazywało się, że zabraknie mi włoczki (te warkocze są strasznie włóczkożerne...). Robótka leżała w koszyku rok a ja tylko prułam i prałam wełnę i dalej się motałam, aż w końcu postanowiłam, że:
1. dopóki nie skończę swetra z tej włóczki, to nie biorę się za żaden inny
2. wybieram wzór niemal na chybił trafił i nie ważne czy mi się podoba czy nie - ROBIĘ!
 
Wzór jest powszechni znany, widziałam go lub jego lekkie wariacje na kilku blogach. Ja wzięłam opis z książki anglojęzycznej, w której został on nazwany Fern Lace (fern - paproć, lace - koronka). Dobrze się nim robi, trudno się pomylić (chociaż mi się udało i to kilka razy!) i ładnie można wkomponować dekolt w serek. 
Włoczka to 100% Pure Machine Washable Merino Wool firmy Patons z serii Country Garden DK (motki 50 g, 117 m), kupiona na aukcji internetowej. Zużyłam nieco ponad 40 dag. Zalecane druty to 4 mm (US6) ale ja robiłam na nieco cieńszych (US5).
Na koniec miała miejsce jeszcze jedna przygoda. Dwa tygodnie temu mąż zrobił mi ładne zdjęcia, żebym mogła je tutaj pokazać. Za chwilę jechaliśmy na urodziny, więc zdjęcia zostały w aparacie. Potem mieliśmy tydzień z grypą żołądkową i nie miałam głowy do zrzucenia zdjęć na komputer. Kiedy w końcu chciałam to zrobić, okazało się, że mąż już je wykasował... No i wczoraj zrobiliśmy powtórkę sesji.
Ciekawe, że pomimo tych wszystkich przygód sweterek nosi się bardzo dobrze, zwłaszcza w cieplejsze wiosenne dni.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...