Uporałam się z rozliczeniem podatkowym za ubiegły rok i
zaczęłam się pakować (picie, jedzenie, pieluchy, mokre chusteczki...)
Smyk bardzo się ucieszył, że jedziemy pa pa,
ale oświadzył, że tata jedzie z nami. Tylko, że tata usadowił się w
fotelu przed telewizorem i nie miał zamiaru nigdzie się ruszać!
Hultajstwo przybiega do mnie i woła: Tata pa pa! Na co ja mu odpowiadam: Dziecko, musisz pogadać z tatą, ja Ci tu nic nie poradzę!
Smyk
tak długo ciągnął tatę za rękę w kierunku szafy z kurtkami, że w końcu
tata z bardzo kwaśną miną ubrał się i pojechał z nami do parku nad
rzekę.
Na placu zabaw nie zabawiliśmy zbyt długo, o wiele ciekawszy okazał się brzeg rzeki i to tam skierował swoje kroczki Smyk.
Łaziliśmy
więc po chaszczach - przełażenie przez te wszystkie korzenie i kamienie
to było nie lada wyzwanie dla Smyka, prawdziwy tor przeszkód!
Wrzucaliśmy kamyki do wody, przy czym Hultajstwu nie chciało się po nie
schylać, więc tylko wskazywał, który kamyk mam mu podać. A kiedy tata
nieopatrznie wypłukał mu w lodowatej wodzie jeden opiaszczony kamyk, to
od tej chwili Hultajstwo wymagało, żeby podawane mu kamyki były umyte!
Potem
jeszcze Smyk chciał zawrócić rzekę kijem, czyli sprawdzał jak bardzo
można ochlapać siebie i rodziców waląc kijem po wodzie, a na koniec
natknęliśmy się na parę kaczek, jeszcze bez przychówku, ale Smyk niemal
wskoczył za nimi do wody, kiedy od nas odpłynęły.
Po spacerze
dziecię zasnęło spokojnie w samochodzie, wyczerpane wrażeniami i
dobroczynnym wpływem świerzego powietrza, a ja jego ubranka, z butami i
kurtką włącznie wrzuciłam do pralki i wyprałam.
Nad rzeką było tak przyjemnie, że nawet tatcie poprawił się humor!
A od wczoraj Smyk chodzi do przedszkola (od 8 rano do 2 popołudniu).
Wczoraj
trzymał się dzielnie i wcale nie płakał (natomiast dzisiaj rano były
łzy jak groch jak już zajechaliśmy na parking). Ładnie się bawił,
malował farbkami, brykał na placu zabaw, a kiedy tylko był bardzo smutny
to pani brała go na kolana i przytulała, więc obyło się bez łez.
Dla
mnie największym cudem jest to, że moje dziecko zasnęło w południe o
12.07 bez najmniejszego problemu (jako jedno z pierwszych dzieci) i
przespało prawie dwie godziny (spał jeszcze kidy po Niego przyszłam) -
sąsiadom ostatnio nie udawało się uśpić Smyka i zasypiał mi w domu ok.
3-4 popołudniu a potem szalał do nocy co było dla mnie szalenie męczące.
Wczoraj wieczorem dziecko spało smacznie o 20.30, i dospało do 7.00
rano, kiedy to musiałam Go obudzić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz