piątek, 30 marca 2018

Lollipop czyli lizak (2008-09-16)

Dzisiaj rano Smyk był wyjątkowo grzeczny, więc kiedy tuż przed wyjściem poprosił o coś słodkiego, pozwoliłam mu wybrać sobie coś z zapasów w spiżarce.

Padło na lizaka, który barwi język na niebiesko. 
Takie lizaki Smyk szczególnie sobie upodobał, właśnie z powodu barwienia języka. 
Kilka razy poliże a potem tak co 10 sekund wywala ozór i prezentuje przebarwienia, a wtedy należy głośno i z entuzjazmem wyrażać swój zachwyt.
W przerwach pomiędzy prezentowaniem kolorowego języka rodzicom, Hultajstwo biega do łazienki, wspina się na przyniesione krzesełko i podziwia w lustrze ten piękny widok.

Niestety do przedszkola mamy blisko i lizak nie został skonsumowany. 
Schowaliśmy go komisyjnie we dwójkę do plastikowego pudełeczka z przykrywką i tu nastąpiła rozbieżność zdać co do dalszych losów lizaka. 
Hultjstwo chciał go zabrać ze sobą do przedszkola, ja upierałam się, że lizak poczeka w samochodzie i wróci w ręce właściciela po przedszkolu.

Stanęło na moim (wciąż jeszcze mam przewagę siłową), więc do przedszkola wkroczyliśmy hałaśliwie i z potokami łez spływającymi po policzkach Smyka.

Bo Smyk ostatnio opanował sztukę łkania i szlochania w tak rozdzierający sposób, że postronny obserwator mógłby pomyśleć, że dziecię właśnie straciło oboje rodziców, piątkę rodzeństwa oraz wszystkie babcie, dziadków, ciotki i wujków.
Nawet udało mu się mnie nabrać na ten szloch raz czy dwa razy, po czym się uodporniłam. 

Panie w przedszkolu jeszcze Smyka nie widziały/słyszały w takiej akcji.

Wchodzimy do sali, a Benita z przerażeniem na twarzy pyta Que paso?! (Co się stało?)
Wyjaśniłam (po angielsku) o co chodzi, i skąd ten płacz. 

Na szczęście Benita to ulubiona pani Smyka, więc szybko się pocieszył, ale lizaka dostanie dopiero po przedszkolu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...