Pewnego dnia natrafiłam w sklepie tekstylnym na przepiękny materiał: len w maki.
Nie mogłam oczu i rąk od niego oderwać. Musiałam, po prostu
musiałam go kupić, i stałam rozmyślając co bym mogła z tego zrobić.
Zajęło mi to dość długą chwilę, bo materiał straszliwie mnący się, więc
ubranie odpadło - nie odpowiada mi styl "jak krowie z gardła". Zasłonki
też wyeliminowałam - za cienkie to to. Firaneczki też odpadły - materiał
był dość drogi. W końcu wymyśliłam poszewkę na poduszkę:
Kupiłam jard (+/- 90 cm) wiedząc, że to za dużo na poszewkę na
kwadratową poduszkę, ale postanowiłam resztę wykorzystać na coś innego.
Dzięki temu powstało kilka saszetek na lawendę bądź inny pachnący susz.
Dzisiaj tylko dwie, pozostałe różnią się bardzo nieznacznie.
Pozostałe są do włożenia do szuflady. Różnią się wobec tego sposobem wiązania:
Przyznam, że nie za dobrze się haftowało
na tym materiale - bardzo luźny splot i musiałam bardzo się starać, żeby
haft ładnie wyszedł. Tradycyjnie nie obyło się bez prucia, ale
ostatecznie efekt jest zadawalający.
Saszetki mają wewnętrzny woreczek z
bardzo cieniutkiego białego materiału - sam materiał w maki jest tak
cieniutki, że zawartość prześwitywałaby i nie wyglądałoby to za ładnie.
Wiem, bo pierwszy uszyłam bez białego środka.
Nie wiem jak Wy, ale ja lubię mieć takie ładne drobiazgi. Koleżanka natomaist skomentowała:
Tyle się narobić, żeby to potem schować do szafy?
Ale za to jak ładnie po otwarciu tej szafy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz