W zeszłym roku wyremontowano nam jedną z pobliskich ulic, poczym
zamontowano tzw. progi zwalniające, przy czym progi zrobiono tak
sprytnie, że zamiast jednego w poprzek ulicy są dwa krótkie z przerwą
pomiędzy nimi szerokości idealnie odpowiadającej rozstawowi kół
samochodu osobowego - jadąc środkiem ulicy można przejechać pomiędzy
progami bez dyskomfortu podskakiwania. Większe samochody, z kołami
rozstawionymi szerzej, "biorą" progi między koła bez zajeżdżania na
środek ulicy. Żeby dobrze wycelować w środek i tak trzeba zwolnić.
Ruch na ulicy jest niewielki, więc jazda środkiem ulicy w celu
ominięcia progów to codzienna oczywistość. Ja też tak robię, zwłaszcza
rano, kiedy moja nie do końca rozbudzona głowa bardzo źle znosi
podskakiwanie - a każdy kierowca wie, że zwalnianie niemal do
zatrzymania samochodu niewiele pomaga na podskakiwanie na takim progu.
Są jednak sytuacje, kiedy celowo najeżdżam na progi i to dość
szybko bo zależy mi na tym, żeby samochód podskoczył. Kiedy Smykowi
kleją się oczy a ja bardzo nie chcę, żeby mi zasnął w samochodzie, takie
progi to zbawienie. Wymyśliliśmy nawet zabawę, w wyniku której progi
zskały nową nazwę: hopsiupy.
Zabawa polega na tym, że dojeżdżając do progu wołam "Uwagaaaa.... Hop! (Przednie koła wjeżdzają na próg, samochód podskakuje.) Siup! (Tylne koła wjeżdzają na próg, samochód podskakuje.)"
Smyka zabawa ta bawi już od kilku miesięcy, hopsiupy weszły na stałe do naszego języka, a wczoraj zauważyłam, że Smyk włączył je do zabawy resorakami.
Mina taty, kiedy wyjaśnialiśmy mu z Hultajstwem o co chodzi z tymi hopsiupami - nie do opisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz