czwartek, 29 marca 2018

Mrówki (2008-03-27)

Dolinę Willamette, w której mieszkamy, szalenie upodobały sobie wszelkiego rodzaju insekty.
Nieszczególną sympatią darzę te boże stworzonka, ale nie szkodzą mi, o ile nie znajdują się w moim bezpośrednim otoczeniu. Na ogół dostępu do domu bronią różnym pająkom i muchom siatki w oknach, a drzwi na taras nigdy nie zostawiamy otwartych i to wystarcza.
Na ogół.
W tym roku przeżyliśmy ATAK MRÓWEK. 
Najechały nas hordy nieprzeliczone tych drobinek, od których aż czerniło się... wszędzie, niekoniecznie tam, gdzie jest jedzenie. W zasadzie to w kuchni było ich najmniej. Wydaliśmy zdecydowaną wojnę, z obsypywaniem całego domu (na zewnątrz) specjalnym proszkiem i psikaniem zabójczym sprejem, gdzie tylko pojawiła się ta zaraza. Przy okazji było wesoło, bo środki owadobójcze. jak wiadomo zbyt zdrowe nie są, i nie są zalecane do inhalacji, zwłaszcza dla dzeci, a zdziwiłby się ktoś, kto spróbowałby odciągnąć Hultajstwoile siły drzemie w dwulatku!. Strasznie się awanturował, żeby sobie też popsikać, przy czym nie dał się nabić w butelkę i wzgardził psikaczem na wodę. Na szczęście jego paluszki są jeszcze za słabe, żeby samemu uruchomić tę fascynującą zabawkę ze środkiem na mrówki.
W domu wojnę wygraliśmy. Co prawda co jakiś czas jescze można przyuważyć jakąś mrówczaną partyzantkę, ale naiwne żyjątka kończą marnie, bo nawet Smyk wie, że mrówki się rozgniata. Nie ma litości dla tej plagi!
Ale moja radość z wygranej batalii trwała krótko.
Od kilku dni zmagam się z tym samym problemem w pracy. 
Podobno w kilkudziesięcioletniej historii okupowania tego budynku przez firmę nigdy nie było tu mrówek. 
Do zeszłego tygodnia.
A ostatnio postanowiły założyć sobie mrowisko pod moją drukarką.
Wiadomo - ciepło, sucho, przytulnie, nikt nie zagląda - raj na ziemi!
Od przedwczoraj spędzam czas w pracy głównie z lizolem i windexem w dłoni (łudzę się, że nieco mniej szkodliwe niż środek na mrówki), ale dzisiaj przed wyjściem spryskam wszystko zabójczą chemią
Mam nadzieję, że do jutra wywietrzeje, bo mój pokój nie ma okna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...