Będęc w sklepie, wcale nie robótkowym, przechodziłam obok półki z włóczkami.
W tym sklepie włóczek raczej nie kupuję, ale nie mogłam się oprzeć,
żeby kilka motków nie wziąć do ręki. I w ten sposób jeden z nich, Lion Cotton,
przylepił mi się do ręki - nie mogliśmy się rozstać! Miękkość tej
bawełny od razu zasugerowała co z niej zrobię: myjki dla małej Natalki
(tej samej, dla której zrobiłam sweterek Twisted Flair i ptaszki do karuzeli). W motku było 142 gramy (215 m), z czego na drutach 4 mm wyszyły cztery myjki:
Niestety nie było zbyt dużego wyboru kolorów i w zasadzie żaden, poza
białym, nie pasował do maleńkiej dziewczynki. Biały jest uniwersalny,
do noworodka pasuje, tylko ciężko mu zrobić dobre zdjęcie.
Wzory myjek pochodzą z broszury Melissy Bergland Burnham Baby Washcloths to Knit.
Nie blokowałam ich ani nie prałam wiedząc, że koleżanka i tak
wypierze je w proszku dla niemowląt. Jedynie przeprasowałam lekko,
dlatego na zdjęciach mogą wyglądać na nieco krzywe:
Natalka szczęśliwie przyszła na świat w miniony czwartek, 13 stycznia.
Odwiedzliśmy ją dnia następnego - jest... maleńka i słodziuchna.
sobota, 31 marca 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
-
Zrobiłam sobie czapkę. Już jakiś czas temu, ale do soboty nie miałam za bardzo okazji w niej chodzić. Prawdę powiedziawszy to w sobotę z...
-
W niedzielę wybraliśmy się na sanki - to już ostatni raz w tym sezonie. Wprawdzie śniegu jest jeszcze bardzo dużo, ale odwilż panoszy się ...
-
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz