Kiedy Smyk miał zaledwie kilka miesięcy (cztery) okazało się, że ma uczulenie na gluten.
Ponieważ odżywiał się wówczas wyłącznie mlekiem mamy, to ja musiałam przejść na dietę bezglutenową.
W miarę upływu czasu uczulenie stawało się nieco łagodniejsze a ja mogłam zjeść od czasu do czasu kromkę chleba.
Kiedy Smyk podrósł i zaczłą zajadać inne pokarmy, nigdy nie chciał
jeść pieczywa czy potraw mącznych. Jakby jego organizm wiedział, że tego
typu rzeczy nie służą mu za bardzo.
Ale jakiś rok temu zaczęło się to zmieniać.
Szkrab zaczął jeść chlebek - ale tylko suchy, bez żadnego masła, wędliny czy sera.
Wiosną zjadł pierwszego naleśnika.
Ależ się wtedy cieszyłam!
Zjadł CAŁEGO naleśnika!
Taki mały a tyle zjadł!
Poza tym, naleśniki poszerzyły nam nieco menu aprobowane przez Dziecko, a nigdy nie było ono zbyt bogate.
Z czasem opanowałam też proporcje produktów, żeby otrzymać trzy naleśniki: jeden dla Smyka, dwa dla mnie.
A wkrótce potem nadszedł kolejny przełom: po spałaszowaniu swojego naleśnika, Hultajstwo zaczął wołać o kolejnego.
I teraz proporcje się odwróciły: to ja jem jednego naleśnika a Smyk dwa.
Nie mam zamiaru eksperymentować w celu opracowania proporcji na cztery naleśniki.
Poczekam aż Hultajstwo dojdzie do trzech...
I jak to się dzieje, że kolejny raz zaskoczył mnie fakt, że moje dziecko dorasta?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz