Tuż po pouszczeniu parkingu High Desert Museum. Hultajstwo zapadło w sen a my pognaliśmy do Newburry National Volcanic Monument.
W kraterze po wulknie, który czynny był jeszcze ok roku 600 naszej
ery (ostatni wybuch wulkanu w Oregonie - jak do tej pory) są dwa
jeziora: Paulina Lake oraz East Lake. Kiedyś były ze sobą połączone w jeden akwen.
Pospacerowaliśy chwilę nad East Lake, potem pojechaliśmy nad Paulina Lake, a Smyk ciągle smacznie spał.
Pojechaliśmy więc obejrzeć wielkie pole lawy Big Obsidian Flow, o powierzchni 700 akrów, które powstało zaledwie 1300 lat temu. Tutaj króciutki filmi z tego miejsca.
A Smyk dalej smacznie spał. Czekając na jego przebudzenie poczytałam
gazetkę informacyjną, którą dostaliśmy wraz z biletami i zaproponawałam,
żebyśmy pjechali na szczyt Paulina Peak - najwyższego zniesienia w okolicy.
Szutrowa droga na szczyt wije się oplatając zbocze góry i zdecydowanie nie polecam jej osobom cierpiącym na lęk wysokości. Mąż prowadził, nie wiem czy ja bym się odważyła. W końcu dotarliśmy na szczyt i oczom naszym ukazał się widok na całą okolicę.
I w końcu Bąbel się obudził.
I musiałam go pilnować, żeby nie spadł mi z urwiska w dół, bo moje
dziecię nie zdaje sobie sprawy jak niebezpieczne może się okazać zbyt
niesforne brykanie w takim miejscu.
Z góry widać też pole lawy, na którym byliśmy wcześniej:
Czarne chmury kłębiły się nad nami, ale nie spadła z nich ani jedna kropelka.
Wisiały niemal tuż nad naszymi głowami dodając grozy niesamowitym widokom.
Bojąc się, że jednak nas zmoczy (do czego ne doszło), salwowaliśmy się ucieczką na dół.
A tam okazało się, że wcale tak źle nie jest, więc jeszcze pojechaliśmy zobaczyć wodospad Paulina Falls.
c. d. n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz