Wprawdzie u mnie nadal trzaskające mrozy, ale śniegu ani widu ani słychu.
I raczej się to nie zmieni w najbliższym czasie, więc nie zostaje
mi nic innego jak dopełnić zimową atmosferę substytutem białego puchu.
Zamiast tandetnego plastiku - szlachetna bawełna, i płatki śniegu z niej
wyczarowane.
Kupiłam sobie latem książeczę "99 Snowflakes". Upały były nieziemskie a książka na przecenie. Czterdziestostopniowy skwar trochę jednak przeszkadzał - pociły mi się ręce, ale koniecznie musiałam spróbować co i jak mi wyjdzie.
Dość szybko okazało się, że nie daję sobie rady z opisami po angielsku, mimo istrukcji obrazkowej objaśnijącej szyfry z opisów, więc skończyło się na kombinowaniu, którego efektem jest ta śnieżna "zaspa" na pierwszym zdjęciu.
Chociaż miałam początkowo ochotę zrobić niemal wszystkie z proponowanych 99 płatków śniegu, upał mocno stopił mój zapał, i ograniczyłam się do zaledwie trzech, z czego dwa naprawdę mi się podobają: numery 20 i 21.
Zrobiłam je z różnych nici: cieńszych i grubszych, z błyszczącą nitką, i takich zwykłych.
Kiedy już ich naprodukowałam stosik cały i wyprałam, musiały swoje
odleżeć w oczekiwaniu na krochmalenie i napinanie - to czego strasznie
nie lubię. Tym bardziej, że mimo, że kupiłam już kilka paczek szpilek,
to ciągle mam ich za mało i napinanie zawsze odbywa się u mnie na raty.
Mimo, że moje pierwsze płatki śniegowe są nieco koślawe to i tak mi się
bardzo podobają. Kilka osób dostanie je ode mnie w prezencie, niektóre
może już dostały? To zależy od poczty. Porwałam się nawet na szalony
pomysł wykorzystania ich do zrobienia kartek świątecznych - połączenie
szydełka i haftu:
Powstała wersja bardzo limitowana: sztuk 2. Po nieudanych
doświadczeniach z wycinaniem otworów w kartoniku dałam sobie spokój.
Poza tym pięknie wyprasowana kanwa pomaryszczyła się po przyszyciu
śnieżynek i przyklejeniu brzegów kanwy, kiedy wsadziłam kartkę pod
stosik książek, żeby przycisnąć klej.
Pomysł był świetny, a wyszło tak sobie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz