sobota, 31 marca 2018

Wesołe Miasteczko (2010-09-30)

W sobotę wybraliśmy się z Hultajstwem i znajomymi do parku tematycznego (wesołego miasteczka?) Enchanted Forest (Zaczarowany Las), odległego od nas o jakieś 1,5 godziny jazdy samochodem.

Nie byłam w takim miejscu ze 30 lat, od czasu wycieczek do wesołaego miasteczka w Chorzowie, gdzie ulubioną atrakcją była beczka - obracała się i wszyscy w środku spadali jeden na drugiego. Ale była zabawa!

Tak więc sobotnia wycieczka stanowiła atrakcję nie tylko dla Smyka, ale i dla mnie.

Park położony jest na stoku góry, w lesie, a ścieżka prowadzi przez kolejne bajkowe krainy. Jest więc domek z piernika, jest tunel prowadzący do Krainy Czarów (tunel  jest niski i nawet dzieci muszą go pokonać na czworaka, ale widziałam dorosłych którzy dzielnie towarzyszyli swoim pociechom), są Trzy Misie, Krasoludki, królewny Snieżka, Spiąca i jeszcze jakieś tam, Czerwony Kapturek, etc, - nie pamiętam wszystkich!
Są labirynty, zjeżdżalnie, Nawiedzony Dom, karuzele, kolejki, zamek, miasteczko rodem z Dzikiego Zachodu.

Część atrakcji jest za dodatkową opłatą, ale byłam mile zaskoczona ilością atrakcji dostępnych w ramach opłaconego wstępu do parku.
(Pod umieszczonym wyżej linkiem można sobie pooglądać różne parkowe atrakcje.)

Odważyłam się przejechać kolejką górską. Ja bałam się, a Smyk nie.
Potem dzieci znajomych wypuściły mnie na Log Ride, czyli taki rollercoaster częściowo na wodzie. Na koniec zjeżdża się w dół i wpada w wodę rozbrygując ją tak, że nawet peleryny nie pomagają i jest się całym mokrym. Tutaj można sobie obejrzeć końcówkę takiej przejażdżki - ja kęciłam, a jako aktorzy występują inni naiwni. No  tak, raczej nie zdecyduję się na powtórkę, choć Hultajstwo chciałby, mimo, że jak sam stwierdził "jego brzuszek się bał".

Smyk zaliczył wszystkie kauzele i kolejki dostępne dla jego kategorii wzrostu, obejrzeliśmy też przedstawienie w teatrzyku, które było tak przygotowane, że i dzieci dobrze się bawiły, i dorośli płakali ze śmiechu. Załapaliśmy się też na Water Show - pokaz woda-światło-muzyka,  niestety nakręciłam tylko samiusieńką końcówkę i to zbliżenie a nie całość, ale jak ktoś chcce to może tę odrobinkę obejrzeć tutaj.

Smykowi szalenie podobało się szukanie szlachetnych kamieni przesiewając piach przez sito - przywieźliśmy do domu dość pokaźny mieszek.

Mnie zauroczył bajkowy zaułek - uliczka stylizowanch domków, z mówiącymi manekinami w oknach a w środku kolejne atrakcje urządzone tak, że istny raj dla dzieciaków: tu schodki, tam zakręcik, tunel, mostek - dwa kroki i odkrywamy coś nowego!

Smyk uparł się, żeby iść do Nawiedzonego Domu. Głuchy na moje ostrzeżenia, że będzie strasznie stwierdził, że na pewno nie będzie się bał. 
Jakże się mylił! Po mniej więcej 30 sekundach stwierdził, że wychodzimy, a ponieważ było ciemno i nie bardzo umiałam znaleźć drogę odwrotu (światła zapalają się tak, żeby jednak iść do przodu, prowadząc z pomieszczenia do pomieszczenia), więc resztę przebiegłam ze Smykiem na rękach a sam Pan Odważny wtulał twarz w moje ramię z zamkniętymi oczywiście oczętami. Tak mi się z niego chciało śmiać, że nie zdążyłam się pobać. Może następnym razem...

Zdjęcia robiłam w pośpiechu i przyznam, że nie bardzo miałam do nich serce, bo tyle innych ciekawszych rzeczy było dookoła. Niemniej jednak udało się wybrać kilka i zebrać w postaci filmiku do muzyki z filmu "Życie jest piękne".

Na koniec, po siedmiu godzinach rekreowania się na maksa, Smyk zaliczył spektakularną wywrotkę na środku jednej z ruchliwszych alejek, tuż przed budką z biletami. Łzy polały się obficie, ale myliłby się ten, kto sądziłby, że to z powodu odniesionych ran. Nie! Przy upadku kubełek z lodami wypadł z ręki i kuleczki lodowe w czekoladzie potoczyły się w dół po bruku ku rozpaczy Hultajstwa.
Ale pani z budki z biletami, która mogłaby być babcią Smyka, przepełniona współczuciem dla pechowego malca przekazała wiadomość do budki z lodami, w której po chwili odebraliśmy darmowego loda - skutecznie wysuszył łzy i uśmierzył ból. Lepiej niż plasterek!
A lodów zjedliśmy tego dnia sporo...

Fajnie było, teraz Hultajstwo wierci mi dziurę w brzuchu, że chce tam pojechać jeszcze raz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...