To, że Smyk w drodze powrotnej z Wesołego Miasteczka zasnął w samochodzie i dospał do rana - to nic zaskakującego.
To, że ja tego dnia zasnęłam o ósmej wieczorem i dospałam do
pobudki urządzonej mi następnego dnia o szóstej przez Smyka - to
niepokojące.
Ale od jakiegoś czasu męczyła mnie świadomość, że z moją kondycją fizyczną jest krucho.
Postanowiłam coś z tym zrobić i w tym celu wypożyczyłam sobie z biblioteki kilka płyt z ćwiczeniami.
Na pierwszy ogień poszedł 15-minutowy podstawowy trening Pilatesa.
Jak tylko Hultajstwo zobaczył mnie ćwiczącą na dywanie przed telewizorem, natychmiast porzucił zabawę i przyłączył się do mnie.
Położył się na podłodze i zaczął machać podniesionymi do góry
nogami i rękami, tyle że robił to bez ładu i składu. Wyglądał
przezabawnie!
Przećwiczyliśmy razem do końca "treningu" - Smyk zapewnił mi
dodatkowe ćwiczenia przepony, bo turlałam się ze śmiechu widząc
"ćwiczenia" w jego wykonaniu.
Potem Smyk pokazał mi jakie ćwiczenia wykonują w przedszkolu - okazało się, że najbardziej podoba mu się "koci grzbiet".
Fajnie się ćwiczy w towarzystwie mojego Słoneczka, ale skuteczniej bez.
Od tamtego dnia staram się ćwiczyć po położeniu Smyka spać.
Wczoraj porwałam się na trening z Cindy Crowford.
Oj oj oj oj... Ale jestem dzisiaj obolała!
Ale nic dziwnego - w końcu wygibasy trwały bitą godzinę!
A jaka głodna jestem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz