Nadciągnęło arktyczne powietrze. Najpierw zaczął w nocy padać śnieg.
Padał, padał, aż przykrył puchową kołderką trawę, nagietki, resztki
liści na naszym dębie. Rano zawieźliśmy z Bobasem tatusia do pracy, żeby
się nie męczył na rowerze przez te "zaspy". Zmarznięty śnieg chrupał
pod kołami samochodu, ciemność zimowego przedporanka rozjaśniały
kolorowym blaskiem światełka choinkowe już przyozdabiające wiele domów i
było tak bardzo świątecznie i po polsku. Ranek nie był skory do
wstawania. Powitał nas chmurną miną i jeszcze troszkę poprószył z
szarego nieba. W drodze do pracy widziałam pierwszego bałwana - wielkie
kule, patyk wetknięty z boku i tylko głowa nie wykończona. I chociaż do
południa ze śniegu zostało tylko mokre wspomnienie to bałwan dalej stał,
kiedy wracałam do domu.
Dzisiejszy ranek natomiast wstał
słoneczny i mroźny. Oszroniona trawa znowu tak bardzo przypomniała
polską zimę. Było troszkę bajkowo, a wrażenie nierealnego snu spotęgował
widok dziewczynki zmierzającej do pobliskiej szkoły podstawowej w mini
spódniczce z GOŁYMI nogami i w trampkach bez skarpetek. Ech, gorrrrąca
krew!
A obok, na ulicy leżały wielkie, umorusane kule - resztki bałwana...
czwartek, 29 marca 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
-
Zrobiłam sobie czapkę. Już jakiś czas temu, ale do soboty nie miałam za bardzo okazji w niej chodzić. Prawdę powiedziawszy to w sobotę z...
-
W niedzielę wybraliśmy się na sanki - to już ostatni raz w tym sezonie. Wprawdzie śniegu jest jeszcze bardzo dużo, ale odwilż panoszy się ...
-
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz