czwartek, 29 marca 2018

Zima (2006-11-29)

Nadciągnęło arktyczne powietrze. Najpierw zaczął w nocy padać śnieg. Padał, padał, aż przykrył puchową kołderką trawę, nagietki, resztki liści na naszym dębie. Rano zawieźliśmy z Bobasem tatusia do pracy, żeby się nie męczył na rowerze przez te "zaspy". Zmarznięty śnieg chrupał pod kołami samochodu, ciemność zimowego przedporanka rozjaśniały kolorowym blaskiem światełka choinkowe już przyozdabiające wiele domów i było tak bardzo świątecznie i po polsku. Ranek nie był skory do wstawania. Powitał nas chmurną miną i jeszcze troszkę poprószył z szarego nieba. W drodze do pracy widziałam pierwszego bałwana - wielkie kule, patyk wetknięty z boku i tylko głowa nie wykończona. I chociaż do południa ze śniegu zostało tylko mokre wspomnienie to bałwan dalej stał, kiedy wracałam do domu.
Dzisiejszy ranek natomiast wstał słoneczny i mroźny. Oszroniona trawa znowu tak bardzo przypomniała polską zimę. Było troszkę bajkowo, a wrażenie nierealnego snu spotęgował widok dziewczynki zmierzającej do pobliskiej szkoły podstawowej w mini spódniczce z GOŁYMI nogami i w trampkach bez skarpetek. Ech, gorrrrąca krew!
A obok, na ulicy leżały wielkie, umorusane kule - resztki bałwana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...