Nasi polscy znajomi wyjechali końcem sierpnia na rok do Polski.
Nie wrócili, a właśnie wyjechali (wracają latem).
Byli tacy mili, że na czas swojej nieobecności pożyczyli nam książki swoich dzieci.
Mogłam wybrać sobie wszystkie, jakie chciałam.
Po załadowaniu ich do wielkiego kartonowego pudła kolega postanowił
je zważyć - sam był ciekaw ile tego może być. Wyszło 45 funtów czyli 20
kilogrmów.
Kiedy wkładał pudło do bagażnika mojego samochodu stwierdził, że z
całą pewnością nie zdążymy tego wszystkiego przeczytać w ciągu roku.
Pół roku później mogę wszystkich zapewnić, że przeczytaliśmy
wszystkie i to przynajmniej 3 razy każdą z książek. Niektóre, ulubione
Smyka, wiele więcej niż "tylko" 3 razy.
Do tej pory Smyk wolał książeczki z obrazkami - najlepiej żeby było ich duzio.
Wczoraj nastąpił przełom.
Przyniosłam wieczorem do łóżka "Kubusia Puchatka".
To ten sam egzemplarz czytany mi przez mamę - ma ponad 30 lat.
Obrazki są, ale to tylko czarno-białe szkice i nie aż tak wiele.
Z pewnością większość moich rówieśników doskonale pamięta to wydanie "Kubusia Puchatka".
Zaczęłam czytać.
Smyk słuchał.
Czytałam dalej a Smyk grzecznie leżał przytulony do mnie, zasłuchany.
Przeczytaliśmy dwa rozdziały.
Jak na Hultajstow - to NIESAMOWITE osiągnięcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz