piątek, 30 marca 2018

Ashland (2009-05-27)

Na Safari zeszło nam dużo więcej czasu niż się spodziewaliśmy. Mieliśmy stamtąd pojechać do Oregon Vortex (Wir Oregoński), ale ponieważ Smyk zasnął w samochodzie, postanowiliśmy ten czas wykorzystać na dojechanie do Ashland.

Znaleźliśmy nocleg, załatwiliśmy formalności pojechaliśmy i do Lithia Park.
Smyk obudził się akurat jak zajeżdżaliśmy na parking przy parku.

Miasteczko Ashland jest znane z Festiwalu Szekspirowskiego, Southern Oregon University oraz  z przepięknego Lithia Park. W parku są też ujęcia wody mineralnej, więc poczułam się jak w polskim parku w jakimś uzdrowisku.

Po spacerze chłodziliśmy zmęczone, także upałem, stopy w wodzie potoku Ashland Creek.


A resztę wieczoru spędziliśmy na placu zabaw.

Hultajstwu bardzo spodobał się motel, w którym spaliśmy. Widać kąpiel w motelowej wannie jest dużo ciekawsza niż w domowej, poza tym w domu nie ma takich atrakcji jak przesuwane drzwi - my mamy „tylko" zasłonkę...
Na motelowym łóżku lepiej robi się fikołki i inne „fiki miki", o skakaniu nie wspomnę...
Jedynie motelowy fotel nie umywa się do tego domowego - Smyk usiłował ułożyć się na nim jak na tym domowym, ale niestety! Fotelik  był za mały I do tego miał twarde poręcze!

W momencie zgaszenia światła czar motelowego pokoju prysnął. Smyk w ryk:

- Ja ciem do domu!

Ale nie zdążył zbyt długo popłakać, bo zmęczony zasnął...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...