Smyk uwielbia te nasze co tygodniowe wyprawy.
Kiedy
zabrałam go ze sobą pierwszy raz po bardzo długiej przerwie, zachowywał
się wręcz wzorcowo grzecznie onieśmielony chłodem klimatyzacji i
odległością sufitu.
Pan z ochrony był zachwycony! Widać nie
często zdarza się, że mali klienci są tacy cisi... Podarował więc
Hultajstwu kauczukową piłeczkę z logo banku.
W środku było
zatopione zwierzątko. Pan zapytał jakie to zwierzątko a Smyk popisał się
swoją znajomością zwierząt chodowlanych i gromko zawołał na cały bank: Muuu!!!
Pan niemal piał z zachwytu.
Za
naszym następnym pobytem w banku Smyk zlokalizował dystrybutor wody
oraz kubeczki. Rozpracowanie działania zabrało mu jakieś 5 sekund i już
raczył się zimną wodą. Kurek wody gorącej jest na szczęście "child-proof", czyli tak zrobiony, żeby dziecko nie mogło się samo obsłużyć.
Teraz
ile razy jedziemy do banku, Smyk biegnie prosto do dystrybutora i
częstuje się wodą. Przy każdym łyku mlaska rozkosznie i wydaje dźwięki,
które mają wyrażać jego zachwyt nad smakiem i temperaturą wody: Aaa!
Najchętniej jeździłby tam codziennie, ale już wie, że pojedziemy dopiero jak przyjdzie czek tatusia.
Dialog w samochodzie tuż po opuszczeniu przedszkola:
- No to dokąd jedziemy?
- A banke!
- A po co tam jedziemy?
- A tata! (Wpłacić czek tatusia.)
- A co tam będziemy robić?
- Maniu, huła (Pić zimną wodę.)
- A potem dokąd pojedziemy?
- A dombke tata ama. (Do domu ugotować obiad dla tatusia.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz