Wczoraj nie było inaczej, z tym,
że zabraliśmy ze sobą rowerek i uskutecznialiśmy naukę jazdy na
trókołowcu na parkowych alejkach w przerwie pomiędzy zabawą na
drabinkach i innych przyrządach drabinkopodobnych.
Po
chwili przychodzi do mnie Smyk z woreczkiem, w którym odmarażały się
bułki wyciągnięte wcześniej z zamrażalnika i położone na szafce w
kuchni. (Smyk niemal nie jada pieczywa, ale czasem najdzie go ochota.
Wtedy odrywam kawałek bułki i daję mu do spałaszowania.) Zadowolony,
zabrał kawałek bułki i, w moim przekonaniu, wrócił do przerwanej zabawy.
Po
jakimś czasie moją uwagę zwróciła dziwna cisza panująca w pokoju.
Dziecka nie było słychać, a wiadomo, że to wzbudza czujność lub wręcz
niepokój. Wychyliłam się zza fotela i oczom moim ukazał się taki oto
widok:
Hultajstwo przyniósł sobie z kuchni tarkę i tarł bułkę, którą mu dałam. Na środku pokoju.
Dodam tylko, że ja bułkę tartą kupuję w sklepie, nigdy jej sama nie produkuję.
Marchewkę, jabłko, żółty ser - i owszem.
(Jakość zdjęcia kiepska, bo to z komórki.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz