Bawełnę kupiłam na aukcji internetowej ponad
rok temu zauroczona kolorem i leżakowała sobie jak wino nabierając mocy
a w zasadzie oczekując aż najdzie mnie natchnienie. Nadeszło, kiedy
zobaczyłam bluzeczkę Uli (tutaj). Ula
była tak miła, że nawet skan wzoru mi podesłała! Ta bawełna nie
nadawała się na dokładnie taki model jak ten Uli, więc wykorzystałam
tylko wzór z górnej części.
Sweter
powstawał dłuuugooo, dwa miesiące a prucia było co niemiara. Próbka
próbką, ale na większym kawałku bawełna zachowuje się inaczej niż na
próbce.
Niestety
włóczka ma bardzo poważną wadę: farbuje jak diabli. Nie wiem co z tym
fantem zrobić. Podobno są jakieś sposoby utrwalenia koloru, moczenie w
occie czy coś takiego...
Osobna
historia była z guzikami, bo chociaż w sklepie jest z 500 różnych
rodzajów guzików, to takich jak sobie wymyśliłam oczywiście nie było.
Ale wydaje mi się, że te w kolorze starego złota (choć plastikowe)
całkiem nieźle się kompopnują.
Zdjęcia są fatalne, ale lepszych nie będzie. Mąż stwierdził, ze to "same dziury a nie sweter" i
wyraźnie zbojkotował akcję robienia zdjęć, albo inaczej to ujmując,
BARDZO starał się, żeby zdjęcia nie wyszły. Może kiedyś dorobię się
manekina i nie będę musiała się prosić o sesje fotograficzne. Kilka
innych, równie nieudanych zdjęć jest do obejrzenia tutaj.
Trochę
mi szkoda, że zdjęcia nie oddają uroku swetra, bo na prawdę prezentuje
się fantastycznie, ale w to musicie uwierzyć mi na słowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz