Kolejny odcinek z serii "Co można wygrzebać z maminej szafki".
Tym razem Smyk dorwał dezodorant.
Aplikuje fachowo a ja mu tłumaczę, że najpierw trzeba się umyć.
PO, nie ZAMIAST.
Narazie to może nie ma znaczenia, ale za kilka lat i owszem.
Przykładów nie trzeba długo szukać nosem - niech no tylko zrobi się
nieco cieplej i wystarczy wsiąść do pierwszego lepszego środka
komunikacji publicznej.
Ale wpis nie na temat higieny, więc dość o tym.
Pierwsza część tytułu wyjaśniona, to teraz czas na tę tajemniczą "Eve".
Kto widział film "Wall-E" to już może mu coś świta.
Ja i Hultajstwo widzieliśmy w kinie, w grudniu. Film podobał się
Smykowi i to nawet bardzo. Tak bardzo, że kiedyś kupiliśmy pastę do
zębów tylko dlatego, że na opakowaniu narysowany był Wall-E.
Teraz dziecko biega z nim po domu i udaje, że to lata Eve.
A Hultajstwo to Wall-E.
A niebieskie nożyczki to rakieta.
Oczywiście Smyk wyjechał z tekstem "Łana kiete!" (Chcę rakietę!), ale wyjaśniłam mu już dlaczego prawdziwej rakiety na własność nie może posiadać.
W sklepach z zabawkami rakiet nie ma. Sprawdziłam. Pozostają nożyczki.
Hultajstwo zaczyna nawet podśpiewywać sobie, dość niewyraźnie, piosenkę z filmu (KLIK).
Zapewne ten sympatyczny robocik obrzydłby nam całkowicie, ale z
opałów wybawił nas Mały Miś i jego przygody. Teraz mamy na zmianę
robociki i zwierzątka, a Hultajstwo na przemian wczuwa się w postać
Walliego albo kaczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz