sobota, 31 marca 2018

Długi weekend (2010-07-07)

Z okazji Dnia Niepodległości cieszyliśmy się długim weekendem.
Pogoda wprawdzie nie dopieściła nas jeśli chodzi o temperaturę, powiedzmy sobie wprost, że +23 stopnie Celcjusza na początku lipca to żadne halo, ale i tak postanowiliśmy rozpocząć sezon basenowy.

Odpowiedni sprzęt został zakupiony dużo wcześniej i czekał w garażu pokrywając się coraz grubszą warstwą kurzu.

W tym roku basen mamy większy, głębszy i z filtrem. 
Pół dnia zabrało nam ustawienie go i napełnienie wodą a potem ćwiczyliśmy odporność na niską temperaturę. Tata stchórzył i wogóle nie wszedł do wody. Na placu boju zostaliśmy sami z Hultajstwem. Wytrzymaliśmy dwa razy po pół godzinki i choć mieliśmy potem mlozione topy (zmrożone stopy) to i tak zabawa była warta tego a dodatkowo obeszło się bez gorączki wieczorem.
 
 
Jak wiadomo zabawa w wodzie męczy, ale chyba nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo wykańcza leżenie na nagrzanym tarasie w celu przywrócenia właściwej temperatury ciału wymrożonemu wcześniej w basenie. BARDZO wykańcza! 

Kiedy popołudniu oglądałam wiadomości, przyszedł do pokoju Smyk, położył się na kanapie i stwierdził, że musi się zdrzemnąć. Zasnął w ciągu 15 sekund, przespał huczne fajerwerki wieczorem i dospał do 5 rano, kiedy to urządził pobudkę najpierw mi, a za chwilę tacie.
Ja jeszcze zasnęłam, ale o 6.30 włączył się budzik w komórce, którą nieopatrznie zostawiłam w kuchni. Dzwonił i dzwonił, aż w końcu musiałam zwlec się z łóżka i osobiście podreptać do kuchni żeby go uciszyć - nikt inny (czytaj: mąż) nie kwapił się. 
I po spaniu!

W poniedziałek wpadli jeszcze do nas znajomi: koleżanka z czwórką dzieci, kolażanka z dwójką dzieci i koleżanka z psem. Dzieci wskoczyły do basenu, pies usiłował do nich dołączyć, Smyk stwierdził, że się wstydzi i schował się w szafie w swoim pokoju, zasłoniwszy wcześniej zasłony, i nie  chciał stamtąd wyjść. Ośmielił się nieco po drugim lodzie i razem z resztą dzieci pozawijanych w ręczniki oglądał kreskówki.

Mamy nadrabiały zaległości towarzaskie chrupiąc zielony groszek, który okazuje się jeszcze bardziej wciągający niż fistaszki - poszło kilka kilogramów, ale to dobrze, bo akurat zielony groszek nieźle obrodził w tym roku.

O godzinie 21.30 wszyscy w domu smacznie spali co jest godne odnotowania jako zjawisko bardzo niecodzienne.

Lato przypomniało sobie o swoim powinnościach już po długim weekendzie i właśnie się u nas pojawiło - dzisiaj ma już być +34 stopnie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...