Z okazji Dnia Niepodległości cieszyliśmy się długim weekendem.
Pogoda wprawdzie nie dopieściła nas jeśli chodzi o temperaturę,
powiedzmy sobie wprost, że +23 stopnie Celcjusza na początku lipca to
żadne halo, ale i tak postanowiliśmy rozpocząć sezon basenowy.
Odpowiedni sprzęt został zakupiony dużo wcześniej i czekał w garażu pokrywając się coraz grubszą warstwą kurzu.
W tym roku basen mamy większy, głębszy i z filtrem.
Pół dnia zabrało nam ustawienie go i napełnienie wodą a potem
ćwiczyliśmy odporność na niską temperaturę. Tata stchórzył i wogóle nie
wszedł do wody. Na placu boju zostaliśmy sami z Hultajstwem.
Wytrzymaliśmy dwa razy po pół godzinki i choć mieliśmy potem mlozione topy (zmrożone stopy) to i tak zabawa była warta tego a dodatkowo obeszło się bez gorączki wieczorem.
Jak wiadomo zabawa w wodzie męczy, ale chyba nie każdy zdaje sobie
sprawę z tego, jak bardzo wykańcza leżenie na nagrzanym tarasie w celu
przywrócenia właściwej temperatury ciału wymrożonemu wcześniej w
basenie. BARDZO wykańcza!
Kiedy popołudniu oglądałam wiadomości, przyszedł do pokoju Smyk,
położył się na kanapie i stwierdził, że musi się zdrzemnąć. Zasnął w
ciągu 15 sekund, przespał huczne fajerwerki wieczorem i dospał do 5
rano, kiedy to urządził pobudkę najpierw mi, a za chwilę tacie.
Ja jeszcze zasnęłam, ale o 6.30 włączył się budzik w komórce, którą
nieopatrznie zostawiłam w kuchni. Dzwonił i dzwonił, aż w końcu
musiałam zwlec się z łóżka i osobiście podreptać do kuchni żeby go
uciszyć - nikt inny (czytaj: mąż) nie kwapił się.
I po spaniu!
W poniedziałek wpadli jeszcze do nas znajomi: koleżanka z czwórką
dzieci, kolażanka z dwójką dzieci i koleżanka z psem. Dzieci wskoczyły
do basenu, pies usiłował do nich dołączyć, Smyk stwierdził, że się
wstydzi i schował się w szafie w swoim pokoju, zasłoniwszy wcześniej
zasłony, i nie chciał stamtąd wyjść. Ośmielił się nieco po drugim
lodzie i razem z resztą dzieci pozawijanych w ręczniki oglądał
kreskówki.
Mamy nadrabiały zaległości towarzaskie chrupiąc zielony groszek,
który okazuje się jeszcze bardziej wciągający niż fistaszki - poszło
kilka kilogramów, ale to dobrze, bo akurat zielony groszek nieźle
obrodził w tym roku.
O godzinie 21.30 wszyscy w domu smacznie spali co jest godne odnotowania jako zjawisko bardzo niecodzienne.
Lato przypomniało sobie o swoim powinnościach już po długim
weekendzie i właśnie się u nas pojawiło - dzisiaj ma już być +34
stopnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz