sobota, 31 marca 2018

Wakacyjne atrakcje w przedszkolu (2010-07-06)

Na czas wakacji przedszkolne zajęcia bardziej edukacyjne (nauka rozpoznawania i pisania literek, cyferek itp.) zostały odwieszone na kołek a ich miejsce zajęły atrakcje wakacyjne. Personel przedszkola rzeczywiście wysilił się i niemal na każdy dzień lata zaplanował coś innego.

W zeszłym tygodniu, w poniedziałek, przyszedł do przedszkola marine. W zasadzie to przyjechał wojskowym samochodem - niestety nie czołgiem co rozczarowało prawie wszystkich chłopców, ale na pociechę mogli sobie posiedzieć w samochodzie i nawet poprzyciskać klakson zakłócając ciszę w całej dzielnicy. No i na koniec dzieci dostały piękne naklejki, ociekające złotem i sreberkiem, ślicznie odbijające promienie słoneczne.

We wtorek przyszedł na pogadankę policjant. Znowu dzieci zostały wpuszczone do środka wozu policyjnego, nacieszyły oczy widokiem migających światełek (tych na dachu samochodu - my mówimy na nie "dyskoteka"), poprzyciskały klakson a na koniec dostały po pakieciku obejmującym naklejki, kolorowankę tematyczną (bezpieczeństwo na drodze itp.) i ołówek, w firmowej policyjnej reklamóweczce. Teraz Smyk bez zająknięcia recytuje na zawołanie numer ratunkowy 911.

W środę miały dzieci jechać na wycieczkę do weterynarza, który chyba przeraził się najazdu małych gości i wizytę odwołał. Smykowy dzień uratowało wyjście z mamą do kina na film o smokach - oboje bawiliśmy się na filmie fantastycznie.

W czwartek dzieci poszły na nóżkach do pobliskiego dentysty, nomen omen do tego, do którego chodzi Smyk. I oczywiście dostały prezenty tematyczne: pastę, szczoteczki, itp.

Punktem kulminacyjnym była jednak piątkowa wycieczka do straży pożarnej. Do tej, którą codziennie mijamy w drodze do przedszkola. Ku zachwytowi mojego słoneczka, dzieci zwiedziły cały budynek, mogły sobie podotykać wozy strażackie i karetki pogotowia (choć nie wpuszczono ich do środka i nie pozwolono  testować klaksonów). Na dodatek na tę wycieczkę pojechały przedszkolaki szkolnym autobusem, i dowiedziałam się, że pasy w takim autobusie zapinają się inaczej niż pasy w naszym samochodzie.

Jakby jeszcze było mało, to w piątek wieczorem udaliśmy się do jednej z lokalnych galerii na otwarcie wystawy. Pani z grupy Smyka projektuje stroje wróżek i zaprosiła nas na happening w dniu otwarcia wystawy. Smyk napchał się misiami-żelkami, powygłupiał się z kolegami z grupy (dwie mamy wystąpiły w roli modelek, czyli wróżek), wypił  niemal cały sok, którego było niewiele, ponieważ napoje były raczej dla dorosłych. Stroje dla wróżek w większości były w wersji dla dorosłych, i powiedzmy sobie wprost, że mąż powinien żałować, że go tam nie było, bo zapewne bardzo by mu się podobało. 

A po tak ciekawym tygodniu cieszyliśmy się jeszcze długim weekendem, i teraz dochodzimy wszyscy do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...