Na czas wakacji przedszkolne zajęcia bardziej edukacyjne (nauka
rozpoznawania i pisania literek, cyferek itp.) zostały odwieszone na
kołek a ich miejsce zajęły atrakcje wakacyjne. Personel przedszkola
rzeczywiście wysilił się i niemal na każdy dzień lata zaplanował coś
innego.
W zeszłym tygodniu, w poniedziałek, przyszedł do przedszkola marine.
W zasadzie to przyjechał wojskowym samochodem - niestety nie czołgiem
co rozczarowało prawie wszystkich chłopców, ale na pociechę mogli sobie
posiedzieć w samochodzie i nawet poprzyciskać klakson zakłócając ciszę w
całej dzielnicy. No i na koniec dzieci dostały piękne naklejki,
ociekające złotem i sreberkiem, ślicznie odbijające promienie słoneczne.
We wtorek przyszedł na pogadankę policjant. Znowu dzieci zostały
wpuszczone do środka wozu policyjnego, nacieszyły oczy widokiem
migających światełek (tych na dachu samochodu - my mówimy na nie
"dyskoteka"), poprzyciskały klakson a na koniec dostały po pakieciku
obejmującym naklejki, kolorowankę tematyczną (bezpieczeństwo na drodze
itp.) i ołówek, w firmowej policyjnej reklamóweczce. Teraz Smyk bez
zająknięcia recytuje na zawołanie numer ratunkowy 911.
W środę miały dzieci jechać na wycieczkę do weterynarza, który
chyba przeraził się najazdu małych gości i wizytę odwołał. Smykowy dzień
uratowało wyjście z mamą do kina na film o smokach - oboje bawiliśmy
się na filmie fantastycznie.
W czwartek dzieci poszły na nóżkach do pobliskiego dentysty, nomen
omen do tego, do którego chodzi Smyk. I oczywiście dostały prezenty
tematyczne: pastę, szczoteczki, itp.
Punktem kulminacyjnym była jednak piątkowa wycieczka do straży
pożarnej. Do tej, którą codziennie mijamy w drodze do przedszkola. Ku
zachwytowi mojego słoneczka, dzieci zwiedziły cały budynek, mogły sobie
podotykać wozy strażackie i karetki pogotowia (choć nie wpuszczono ich
do środka i nie pozwolono testować klaksonów). Na dodatek na tę
wycieczkę pojechały przedszkolaki szkolnym autobusem, i dowiedziałam
się, że pasy w takim autobusie zapinają się inaczej niż pasy w naszym
samochodzie.
Jakby jeszcze było mało, to w piątek wieczorem udaliśmy się do
jednej z lokalnych galerii na otwarcie wystawy. Pani z grupy Smyka
projektuje stroje wróżek i zaprosiła nas na happening w dniu otwarcia
wystawy. Smyk napchał się misiami-żelkami, powygłupiał się z kolegami z
grupy (dwie mamy wystąpiły w roli modelek, czyli wróżek), wypił niemal
cały sok, którego było niewiele, ponieważ napoje były raczej dla
dorosłych. Stroje dla wróżek w większości były w wersji dla dorosłych, i
powiedzmy sobie wprost, że mąż powinien żałować, że go tam nie było, bo
zapewne bardzo by mu się podobało.
A po tak ciekawym tygodniu cieszyliśmy się jeszcze długim weekendem, i teraz dochodzimy wszyscy do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz