Właśnie skończył się długi weekend z okazji Labor Day.
Ponieważ mąż ostatnio sporo pracował na długich delegacjach, zostaliśmy w domu, żeby mógł sobie "pomieszkać".
Ale za to wybraliśmy się na małe zakupy, z których wróciliśmy z grą planszową Chutes and Ladders.
I mieliśmy z mężem przekopane, bo Smyk po prostu zwariował na punkcie tej gry.
Prawie cały weekend spędziliśmy grając, na zmianę ja ze Smykiem albo tata ze Smykiem, a od czasu do czasu razem we troje.
Za pierwszym razem kiedy Hultajstwo przegrał, nastąpiła obraza
majestatu, polały się łzy i dziecko nie odzywało się do mnie przez 15
minut. Potem przyzwyczaił się, że nie zawsze On wygrywa, choć pogodzenie
się z przegraną nie przychodzi mu łatwo.
Od czasu do czasu udawało nam się oderwać Smyka od planszy i
wyciągnąć do ogródka, więc i świeżego powietrza trochę wpadło w płuca, a
prace ogrodowe posunęły się do przodu. Spuściliśmy też wodę z basenu, i
cały sprzęt "kąpielowy" został zapakowany i schowany do następnego
sezonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz