czwartek, 29 marca 2018

Gdzie ten Mikołaj? (2007-12-07)

I nie przyszedł do nas...
Pewnie to dlatego, że 6 grudnia bywał w Polsce, a Polakach mieszkających tak daleko zapomniał... 
Ale może zawita do nas w drugim terminie, w końcu Santa szaleje po stanach w Boże Narodzenie, rankiem.
Oj, niezły mątlik będzie miało to moje dziecko w głowie. Bo w moim rodzinnym domu, prezenty przynosił pod choinkę Aniołek. Zawsze tak utrafił między kolacją a zmywaniem naczyń w kuchni, kiedy to my z bratem, bardzo grzeczne dzieci, pomagaliśmy wycierać talerze (ciekawe, że przy każdej innej okazji talerze sobie ociekały na suszarce a tylko po Wigilii trzeba było je wycierać...). 
A tutaj Mikołaj wciska się przez komin (nie wiem jak się on wciśnie przez ten nasz wąziutki, może trochę schudł biegając po Polsce z tymi worami prezentów). I to w Boże Narodzenie rankiem i zostawia prezenty w skarpetach. A my skarpetek odpowiednich nie mamy. Jeszcze się nie zamerykanizowaliśmy odpowiednio...
Ale zamówienie na prezent mamy i to jak najbardziej. 

Mikołaju! Byliśmy w tym roku BARDZO grzeczni, więc bardzo cię prosimy o nowe łożko. 
No bo niby mamy na czym spać, nieco ponad 3 lata temu kupiliśmy sobie dość szerokie, bo dwumetrowe łoże, tyle, że materac się nieco rozskrzypiał po jakimś czasie i teraz kiedy tylko jedno z nas przewraca się na drugi bok, skrzypieniem budzi drugą osobę. O natężeniu skrzypienia podczas innych czynności nie wspomnę... 
Na dodatek Hultajstwo zaanektowało nasze łożko jako swoje i nawet zaczął znaczyć teren moczem.
Kilka dni temu mąż wpadł  na pomysł, żebyśmy sami sobie zrobili prezent gwiazdkowy w postaci nowego łóżka z pominięciem niespodzianek pod choinką. Obawiam się jednak, że jeśli prawdziwy Swięty nas nie obdaruje to jeszcze trochę będziemy musieli skrzypieć, bo po dzisiejszych dokonanych przeze mnie zakupach na łożko już nic nie zostało.

Bo ja właśnie dzisiaj kupiłam chłopakom bilety do Polski. 

Jakiś czas temu zostałam członkiem Uniteg Mileage Plus i właśnie dozbieraliśmy mil na zakup jednego darmowego biletu na podróż do Polski. Pełna optymizmu weszłam wczoraj na stronę United i dowiedzałam się, że nie obsługują wybranego przeze mnie miasta. Po krótkiej konsultacji z kolegą, który wraz z całą swoją rodziną lata na darmowych biletach do Polski chwyciłam za słuchawkę telefonu. Ta głupia maszyna za nic nie mogła zrozumieć nazwy miasta ani po polsku ani po angielsku. Po półtorej godzinie na telefonie poległam.
Dzisiaj rano ponownie ruszyłam do boju, ale tym razem zmądrzałam i zaczęłam wołać Agent zaraz przy pierwszych opcjach menu, żeby porozmawiać z żywym reprezentatem linii lotniczych a nie z maszyną. (Tak przy okazji i nie na temat to rozmawiając z trzema kolejnymi osobami pozbyłam się resztek kompleksów odnośnie mojego akcentu - nie ma to jak pogadać po angielsku z kimś z Indii i odrazu człowiekowi wydaje się, że mówi najwspanialszą angielszczyzną).
Konia z rzędem temu, komu uda się dostać darmowy bilet na okres wakacyjny! Od połowy kwietnia do końca września udało mi się znaleźć jeden dostępny termin (z minimalną ilością przesiadek), a główny problem to powrót do stanów, bo do Polski jest w miarę sporo wolnych miejsc w darmowej puli, ale z Polski to już nie. Wydawało mi się, że skoro dolar taki tani, to Rodakom nie opłaca się już tutaj przylatywać ciułać dutki, ale widać za to inni przylatują w celach turystycznych, bo tanio...
Zarezerwowałam ten bilet i nawet się początkowo ucieszyłam bo po zaledwie dwóch godzinach na słuchawce udało się dostać akurat taki termin, który Tomkowi najbardziej odpowiadał. Zostałam brutalnie ściągnięta na ziemię kiedy dowiedziałam się ile kosztuje bilet na te same połączenia dla Bobasa: 1784.42$ plus 70.72& podatki za Tomka co daje 1855.14$.

1855.14$!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...