W Wigilię wracam do domu po pracy ok. godz. 13.00 i zastaję taki oto widok:
A to tata kąpie Bobasa na środku pokoju. Na kominie ogień buzuje, ciepło jak w saunie a Smyk moczy pupę bo "Była katastrofa" jak to określił tata "...i trzeba było wymyć."
* * *
Ponieważ
na białe święta u nas nie ma co liczyć, wzięliśmy inicjatywę we własne
ręce i pojechaliśmy na poszukiwanie białego puchu czyli w pobliskie
Góry Kaskadowe. Niecałe 2 godziny w samochodzie i Bobas doświadczył
pierwszy raz prawdziwego śniegu:
Sankami nie był wogóle zainteresowany, ale zabawą śniegiem i owszem, aż mu przemokły rękawiczki i zmarzły rączki.
Po
wczorajszej wyprawie wiemy już jakie są braki w naszej garderobie na
śnieg, ale już dzisiaj mamy zamiar je uzupełnić bo od dzisiaj wielkie
poświąteczne wyprzedaże. Dzisiaj rano jadąc do pracy usłyszałam w radiu
takie hasło: Christmas is over but shopping is not. (Już po Bożym Narodzeniu, ale nie po zakupach.)
Jeśli nic nie stanie nam na drodze to następne oswajanie zimy nastąpi w sobotę lub niedzielę.
* * *
Wczoraj wieczorem mąż zmywa naczynia, Hultajstwo zachodzi go od tyłu i usiłuje mu założyć pieluchę - moją podpaskę wygrzebaną z szuflady w łazience.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz