Tydzień temu wstawiono mi w miejsce wyrwanego rok temu zęba implant.
Na godzinę przed planowaną wizytą połknęłam otrzymaną wcześniej od 
dentysty tabletkę walium, więc kiedy mąż dowiózł mnie do gabinetu, było 
mi już wszystko jedno.
Potem popodłączano mnie do różnorakiej aparatury monitorującej co 
trzeba, wstrzyknięto w żyłę odpowiedni środek, a kiedy odzyskałam 
przytomność, było już po wszystkim. Nad moim bezpiecznym "snem" czuwały 
aż trzy pielęgniarki!
Pamiętam natomiast doskonale instrukcje, jakie otrzymał od dentysty
 mąż (w mojej obecności), że ma mi być tego dnia "pelęgniarką i 
rodzicem", nie pozwolić mi nic robić poza leżeniem na kanapie i otoczyć 
wszelką możliwą opieką.
Mąż bardzo się tym przejął, więc resztę dnia przeleniuchowałam. 
Obejrzałam film, a kiedy literki przestały mi się rozmazywać przed oczami, czytałam, czytałam i czytałam.
Niestety przez kilka dni chodziłam lekko opuchnięta i nieco 
obolała, ale dzisiaj już nic mi nie dolega. We wtorek idę do kontroli i 
na ściągnięcie szwów, a po upływie 120 dni będę mogła założyć koronkę.
Poniżej, dzielę się z Wami rysunkiem, który wykonał przy mnie odręcznie dentysta, wyjaśniając procedurę wstawiania implantu.
Kiedy zaczął tak równiutko rysować te wszystkie ząbki, poczynając 
od tego z numerem 20, to mi opadła szczena z podziwu  dla jego zdolności
 plastycznych i nie mogłam się skoncentrować na treści przekazu. Prawda,
 że rysunek wygląda jak rycina z książki?

 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz