piątek, 30 marca 2018

Jak Hultajstwo "dał nogę" z domu (2009-08-17)

Korzystając z chwilowego ochłodzenia (tzn. temperatury zaczynające się od dwójki a nie od trójki czyt czwórki) zabrałam się za porządki przed domem.

Kiedy ja plewiłam, przycinałam, sadziłam i podlewałam, Smyk bawił się z wnuczką sąsiada (sąsiad naprawiał coś tamw swoim RV).

Dzeciaki świetnie się bawiły i tak zeszło nam na miłych każdemu zajęciach ponad dwie godziny. W końcu stwierdziłam, że trzeba potomka zagnać do domu i nakarmić zanim ssanie w żołądku przełoży się na jego marudzenie.

Tak też zrobiliśmy. Po zjedzeniu dwóch miseczek zupy pomidorowej, kiedy ja jeszcze kontemplowałam pyszną herbatkę, Hultajstwo udał się do kuchni sam i po chwili usłyszałam szuranie krzesła.

Pomyślałam, że pewnie znowu ciągnie krzesło do pralki, żeby po nim dostać się do szafki z detergentami i bawć się proszkiem do prania (tzn. przesypywać i rozsypywać).
Ale nagle zrobiło się dziwnie cicho. Za cicho, jakby nikogo w kuchni nie było.

Idę sprawdzić co się dzieje.

Smyk przyciągnął krzesło, ale do drzwi z kuchni do garażu. Po owtorzeniu tychże, stojąc na krześle był w stanie dosięgnąć do przycisku otwierania właściwych drzwi garażowych (na zawnątrz). Ponieważ poziom garażu jest o dwa stopnie niżej niż poziom domu, normalnie nie jest w stanie sam dosięgnąć do włącznika i ja go podnoszę kiedy bardzo chce włączyć/wyłączyć drzwi.

Otworzył garaż i kiedy tam dotarłam znikał już za rogiem domu sąsiada.
W skarpetkch, bo kto by sobie zawracał głowę zakładaniem butów, prawda?

Zamek w drzwiach z kuchni do garażu już od dawna nie stanowi dla mojego dziecka żadnej zapory, więc zamykanie drzwi na klucz n a nic się nie zda ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...