Zapomniałam wczoraj napisać jak to było z naszą wyprawą do punktu Clear We're (dostawca internetu).
Kiedy dojeżdzaliśmy już do punktu obsługi klienta wystąpiły zakłócenia w komunikacji na linii Smyk - mama.
Hultajstwo
potrafi powiedzieć już dość sporo, ale nie na tyle, żeby bez wysiłku
umysłowego interlokutora jasno wyrazić o co mu chodzi. A stara się
wyrazić coraz bardziej skomplikowane koncepty, więc trzeba się nieraz
nieźle napocić, żeby wpaść na to o co mu chodzi. Moje zwoje mózgowe
najwidoczniej nie pracowały dość sprawnie w danym momencie no i Dziecko
się sfrustrowało.
Przez
przeszkloną ścianę biura dojrzałam wyraz twarzy pana, który miał nas za
chwilę obsługiwać (poza nim nikogo w środku nie było.)
Pełen przerażenia wyraz mówił mniej więcej: Nic gorszego nie mogło mi się przytrafić w poniedziałkowy poranek niż babsko z tym rozdartym bachorem!
Zanim
weszliśmy do środka Smyk uspokoił się całkowicie, więc bez problemu
wyjaśniłam panu, że jestem ich klientką od ponad dwóch lat a w piątek
wieczorem ich modem przestał działać. Najpierw pan stwierdził, że sam
musi sprawdzić, czy rzeczywiście modem nie działa.
W tym momencie Smyk dostrzegł dystrybutorek z cukierkami, wskazał go paluszkiem i powiedział tylko jedno słowo Koniu! (Cukierki!).
Słysząc
to pan podskoczył jakby mu rozżażone węgle do pięt ktoś przystawił i
nie czekając na ponowny wybuch mojego dziecka (który chwilowo nie groził
bo już wrzucałam ćwierćdolarówkę i szczęśliwe Hultajstwo wpychał do
buzi cukierki) szybciutko stwierdził, że da nam nowy modem, wręczył nam
fabrycznie zapakowany sprzęt i zapewne wypchnąłby nas za drzwi, gdyby
nie obawiał się kontaktu fizycznego z "odrażającym" dwuipółlatkiem.
Pan ewidentnie brzydzi się dzieci.
Jeszcze nigdy i nigdzie moja reklamacja nie została załatwiona tak szybko i tak bezproblemowo.
Dzięki Ci Hultajstwo za wyczucie chwili...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz