Wczorajsza terapia Smykiem przyniosła spodziewane efekty. Dzisiaj
załapałam się tylko na niecałą godzinkę pracy z szefem a to dzięki
spotkaniu z wydawcą, na którym musiał być przed południem.
Ale dzisiaj nie o tym będzie mowa.
Kamień spadł mi z serca ostatnio. Ulżyło mi. Bo Smyk w końcu zaczął mówić.
No
może słowo mówić to zbyt górnolotne określenie, ale zaczął czynić
wysiłki w kierunku opanowania języka, a raczej języków, bo ma ich do
opanowania dwa.
Przyznam, że bardzo się
już martwiłam, że Hultajstwo w zasadzie nie mówi, a najgorsze było to,
że wszelkie próby zachęcenia go do powtarzania wyrazów, podejmowania
jakiegokolwiek wysiłku spełzały na niczym. Ja wiem, że chłopcy zaczynają
mówić później, na dodatek dzieci dwujęzyczne też mają pewien poślizg,
ale... no właśnie ALE. Dwa i pół roku to już sporo jak na nie-mówienie.
Ale
pobyt w Polsce musiał podziałać stymulująco na Smyka, bo nabrał ochoty
do mówienia. Powtarza wyrazy sam z siebie, bez zachęcania, radośnie
reaguje też na moje prośby o powtórzenie czegoś za mną. Niemal każdego
dnia pojawia się w jego słownictwie nowy wyraz. Hultajstwo mówi
częściowo po polsku, częściowo po angielsku a częściowo po smykowemu.
badu (pająk), dadu (ciocia), baba, bine (drabina), buła (burza), krau (ptak), dudu (pociąg), maniu (woda), bwabwa (żaba)
mok (smok), tak, pan, moje, pij, bank
sit, cookie, my, hi, bye, dane (ang. done) - używa jak już jest najedzony i nie chce więcej
Zaczyna
też łączyć wyrazy w dłuższe wypowiedzi - często brzmi to bardzo
zabawnie, więc mamy niezły ubaw, ale zawsze chwalę Smyka za to jak
ładnie mówi zachęcam do dalszych prób.
Oto kilka wczorajszych perełek:
Ksyzyś sit pij maniu. (Krzyś siedzi i pije wodę.)
Moje cookie. (Moje ciasteczko.)
My dudu. (Mola kolejka.)
Blau maniu (dosł. brudna woda czyli Coca-Cola)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz