Ponieważ Tomek od wtorku znowu poza domem, wybraliśmy się w czoraj z Bobasem do restauracji włoskiej Olive Garden na obiadek. Tzn. ja jadłam, Bobas rozrabiał, a kelnerki miały ubaw.
Wychodząc
z domu stwierdzłam, że jest ciepło a z samochodu do restauracji to
przecież tylko dwa kroki, więc nie biorę kurtki. A jak dojechalliśmy na
miejsce to było akurat oberwanie chmury, więc zmokłam. I chyba od tego
mnie teraz drapie w gardle, bo innego powodu nie ma. Akurat wszyscy
wokół zdrowi (wyjątkowo).
Hultaj ma ostatnio fazę na kotki. Wszystko co ma uszy i ogon (ale nie jest psem) jest określane mianem miał, miał, miał. Chodzi koło domu i szuka kotków, które się tam kiedyś bawiły a on to zapamiętał. Myszka na ilustracji w księżeczce to też jest miał, a dzisiaj w nocy Smyk miauczał przez sen.
Poza
tym Smyk wyrabia się w komunikacji nie/werbalnej. Jak chce, żebym
gdzieś poszła to tak długo ciągnie za ręke czy nogę, aż mnie tam
zaciągnnie. Rano, kiedy mu mówię, że za chwilę przyjdzie po niego Skot,
pokazuje na drzwi i mówi pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz