sobota, 31 marca 2018

Listopadowy śnieżek (2010-11-23)

Prognozy pogody od kilku dni alarmowały, że nadchodzi zimny front i może spaść śnieg. Wszyscy szalenie się ekscytowali, bo to pierwszy śnieg od prawie dwóch lat.

Wczoraj cały dzień lało, wiało i było zimno, coraz zimniej, aż w końcu około godziny 23.30 zaczęło prószyć.


Niestety szybko przestało, ale i ta odrobinka wystarczyła, żeby przyjemnie zaskoczyć rano Smyka, który jak tylko wyjrzał przez okno, gotów był biec na podwórko w piżamie i na bosaka.

Udało nam się go zatrzymać w domu aż pół  godziny, między innymi ubierając - był zbyt podekscytowany żeby cokolwiek przełknąć. O 7.15 wyrwało się dziecko do ogródka.

Najpierw trzeba było sprawdzić, czy śnieg jest rzeczywiście zimny i odpowiednio puszysty. Wynik tego testowania przekonał Hultajstwo, że nie warto ściągać rękawiczek.

A potem tata wyciągnął z szopki sanki i zaczęła się zabawa na całego!
Na uTube (tutaj) filmik, a poniżej zdjęcia ogrodowej sanny:


Ale ostre zakręty niewystarczająco podniosły Hultajstwu poziom adrenaliny, więc wymyślił zabawę ciekawszą: zjeżdżanie ze zjeżdżalni na sankach.
Pomysł szybko został wcielony w życie - tutaj dokumentacja filmowa.

Na koniec jeszcze tata z synem usiłowali ulepić bałwana, ale śnieg nie chciał się lepić, więc usypali kopczyk i uformowali go w... ducha:


Zdjęcie nieco ciemnawe, ale o ósmej rano jeszcze nie jest całkiem widno.
Smyk pozbawił ducha oczu (przyczepionych przez tatę) stwierdzając, że duchy ich nie mają.

Harce trwały 45 minut, poczym nastąpił powrót do domu. A kiedy chłopaki odwieźli mnie do pracy, wrócili do ogródka jeszcze się nieco pobawić. A potem obaj zasnęli na fotelu. Przed chwilą odbyłam z mężem taką oto lakoniczną rozmowę telefoniczną:

- To jak długo spał Bobas?
- Nie wiem...
- A jak długo Ty spałeś?
- Nie wiem...



A jak to się stało, że Smyk nie poszedł dzisiaj do przedszkola? A tak, że w związku z oblodzonymi drogami i śniegiem wszystkie szkoły i przedszkola są dzisiaj zamknięte.
A czy jutro będą otwarte, dowiemy się jutro rano.

Dodam tylko, że właśnie wczoraj kupiłam Smykowi zimowe buty, więc miał dzisiaj rano w czym biegać po śniegu.
A jak utrzyma się taka ładna pogoda to w długi weekend (święto dziękczynienia) wybierzemy się w góry na sanki.
Póki co, uśmiecham się na widok ośnieżonych róż i  nagietków - uroczy widok, prawda?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...