Prognozy pogody od kilku dni alarmowały, że nadchodzi zimny front i
może spaść śnieg. Wszyscy szalenie się ekscytowali, bo to pierwszy śnieg
od prawie dwóch lat.
Wczoraj cały dzień lało, wiało i było zimno, coraz zimniej, aż w końcu około godziny 23.30 zaczęło prószyć.
Niestety szybko przestało, ale i ta odrobinka wystarczyła, żeby
przyjemnie zaskoczyć rano Smyka, który jak tylko wyjrzał przez okno,
gotów był biec na podwórko w piżamie i na bosaka.
Udało nam się go zatrzymać w domu aż pół godziny, między innymi
ubierając - był zbyt podekscytowany żeby cokolwiek przełknąć. O 7.15
wyrwało się dziecko do ogródka.
Najpierw trzeba było sprawdzić, czy śnieg jest rzeczywiście zimny i
odpowiednio puszysty. Wynik tego testowania przekonał Hultajstwo, że nie
warto ściągać rękawiczek.
A potem tata wyciągnął z szopki sanki i zaczęła się zabawa na całego!
Na uTube (tutaj) filmik, a poniżej zdjęcia ogrodowej sanny:
Ale ostre zakręty niewystarczająco podniosły Hultajstwu poziom
adrenaliny, więc wymyślił zabawę ciekawszą: zjeżdżanie ze zjeżdżalni na
sankach.
Pomysł szybko został wcielony w życie - tutaj dokumentacja filmowa.
Na koniec jeszcze tata z synem usiłowali ulepić bałwana, ale śnieg
nie chciał się lepić, więc usypali kopczyk i uformowali go w... ducha:
Zdjęcie nieco ciemnawe, ale o ósmej rano jeszcze nie jest całkiem widno.
Smyk pozbawił ducha oczu (przyczepionych przez tatę) stwierdzając, że duchy ich nie mają.
Harce trwały 45 minut, poczym nastąpił powrót do domu. A kiedy
chłopaki odwieźli mnie do pracy, wrócili do ogródka jeszcze się nieco
pobawić. A potem obaj zasnęli na fotelu. Przed chwilą odbyłam z mężem
taką oto lakoniczną rozmowę telefoniczną:
- To jak długo spał Bobas?
- Nie wiem...
- A jak długo Ty spałeś?
- Nie wiem...
A jak to się stało, że Smyk nie poszedł dzisiaj do przedszkola? A
tak, że w związku z oblodzonymi drogami i śniegiem wszystkie szkoły i
przedszkola są dzisiaj zamknięte.
A czy jutro będą otwarte, dowiemy się jutro rano.
Dodam tylko, że właśnie wczoraj kupiłam Smykowi zimowe buty, więc miał dzisiaj rano w czym biegać po śniegu.
A jak utrzyma się taka ładna pogoda to w długi weekend (święto dziękczynienia) wybierzemy się w góry na sanki.
Póki co, uśmiecham się na widok ośnieżonych róż i nagietków - uroczy widok, prawda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
-
Zrobiłam sobie czapkę. Już jakiś czas temu, ale do soboty nie miałam za bardzo okazji w niej chodzić. Prawdę powiedziawszy to w sobotę z...
-
W niedzielę wybraliśmy się na sanki - to już ostatni raz w tym sezonie. Wprawdzie śniegu jest jeszcze bardzo dużo, ale odwilż panoszy się ...
-
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz