czwartek, 29 marca 2018

Muszla klozetowa (2007-12-17)

Swoim komentarzem do poprzedniego wpisu, Ula zmobilizowała mnie do opisania miłości Bobasa do muszli klozetowej.
No bo to, że w tej kolorowej wodzie najlepiej się myje rączki, to chyba jasne, prawda? 
Poza tym, można sobie w niej pomieszać łyżeczką (to akurat ma po mamusi - nawet mam zdjęcie uwieczniające wykonywanie tejże czynności). 
Ale najfajniejsze jest wrzucanie przeróżnych przedmiotów do muszli klozetowej, spłukiwanie i obserwowanie jak bezpowrotnie znikają. W  ten sposób pozbyliśmy się pewnego dnia całych zapasów mydła i teraz trzymamy je już na tyle wysoko, żeby Hultajstwo nawet na krzesełu nie dosięgło. Szczotka do rąk nie znika, ale szczoteczka do zębów tak - odpłynęła w siną dal. Dobrze, że mała i nie utkwiła w zagięciu kolanka jak np. zdechła ryba (o tym kiedy indziej), ale tata i tak odkręcał muszlę i sprawdzał czy coś nie utkwiło. Nie jeden raz już tak odkręcał...
W mininy weekend Bobas tak się zabawiał: przybiegał do pokoju, gdzie mama oglądała wiadomości, otwierał buzię i mówił am! a potem biegł do łazienki z kolacją w ustach, wypluwał zawartość do muszli i spłukiwał. Tata wykrył proceder i się skończyła zabawa. Ale potem znalazł sobie zastępstwo dla kolacji: cukierki. Mamy jeszcze zapasik cukierków po Halloween. Co lepsze Smyk już dawno powyjadał i ostały się te, których nikt nie chce. Hultajstwo wrzucało je po jednym do ubikacji, w papierkach, bo po co marnować czas na odpakowywanie, i spłukiwał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...