Popołudniu było +29 stopni a do tego wiał lekki wietrzyk, więc wzięliśmy ze Smykiem we władanie taras za domem. 
Hultajstwo osiągnęło pełnię szczcęścia biegając sobie na golaska, nieskrępowyny żadnymi ubrankami, bucikami czy pieluchą.
Przyniosłam
 na taras stulitrowy pojemnik zwany u nas Balią i nalałam do niej trochę
 wody, więc Hultajstwo miało używanie. Chwilę moczył pupę, ale o wiele 
ciekawsze okazało się nalewanie wody do małej konewki  i polewanie wodą 
zabawek, siebie, nóg mamy, krzesełek, przesuwanie balii to tu to tam, aż
 w końcu woda została całkowicie wylana a balia zaczęła służyć jako 
domek, obracana i przewracana na wszystkie możliwe sposoby.
Jeszcze
 wcześniej w wodzie wylądowała szmata a potem Hultajswo biegał z tą 
mokrą szmatą na głowie oraz ćwiczył rzut mokrą szmatą na odległość - 
wyraźną przyjemność sprawiało Smykowi charakterystyczne mlaśnięcie towarzyszące lądowaniu szmaty na deskach tarasu.
Ja
 siedziałam sobie na krzesełku turystycznym i z nogami opartymi na 
drugim krześle robiłam na drutach. Moje nogi okazały się kolejną 
wspaniałą zabawką dla Hultajstwa. Zaczął się na nie wspinać, wieszać, 
siadać na nich jak na ławeczce, zaklinowywać się między nimi niczym 
zakuty w dyby, myć je (!) a nawet... całować mnie po stopach!
Nie
 jestem w stanie wyliczyć wszystkich Smykowych zabaw z wczorajszego 
popołudnia, ale było ono bardzo miłe dla nas obojga. To jedne z tych 
chwil, które chciałoby się zapamiętać na zawsze.
A wieczorem 
zasypialiśmy przy oknach otwartych na oścież. Żaby wprawdzei nie 
rechotały, ale zanim całkowicie odpłynęłam, usłyszałam jeszcze odległe 
niemiejskie szczekanie psa.
Dzisiaj dzień wstał jeszczce piękniejszy i ma być nieco cieplej...
 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz