Żeby nie marznąć w te grudniowe dni, zrobiłam sobie skarpetki, które
grzeją mnie nie tylko wełenką, ale serdecznością osoby, od której
dostałam włóczkę.
Dokładnie rok temu dostałam świąteczną przesyłkę od Uli, a z koperty, oprócz życzeń i listu, uśmiechały się do mnie dwa motki włóczki Sportivo (75% wełna, 25% nylon). Malinowy kłębuszek przerobiłam na skarpetki poprzedniej zimy.
A na tę zimę mam nowe niebieskie skarpetki.
Ponieważ opanowałam już sztukę takiego robienia skarpetek, żeby
kolory układały się tak samo na obu, to teraz eksperymentuję nieco z
długością. Te akurat są takie króciótkie, tuż za kostkę. Nie mogę się
zdecydować, które bardziej mi odpowiadają, czy te krótsze, czy te
dłuższe. I jedne i drugie są cieplutkie i nie marzną mi w nich stopy.
Uleńko - jeszcze raz dziękuję za prezent!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
-
Zrobiłam sobie czapkę. Już jakiś czas temu, ale do soboty nie miałam za bardzo okazji w niej chodzić. Prawdę powiedziawszy to w sobotę z...
-
W niedzielę wybraliśmy się na sanki - to już ostatni raz w tym sezonie. Wprawdzie śniegu jest jeszcze bardzo dużo, ale odwilż panoszy się ...
-
Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz