Przypomniały
mi się obozy harcerskie nad Bałtykiem, w Smołdzińskim Lesie 22 lata
temu. Nocne warty pełne ciszy, oraz przysięga pod koniec obozu. Wyjście
na przysięgę odbywało się w nocy. Najpierw trzeba było iść nadmorskim
lasem niemal godzinę. W całkowitej ciemności, bez latarek, brodząc w
piachu, bo szliśmy przez tereny wojskowe i nie było asfaltu. Niebo
wydawało się być tak nisko, niemal nad naszymi głowami. Tylko wyciągnąć
rękę i dotknąć tego czarnego miękkiego aksamitu ozdobionego tysiącem
lśniących diamentów.
A kiedy dotarliśmy na plażę, czekało już
na nas ogromne ognisko rozpalone przez żołmierzy. Pnie wielkości
człowieka płonęły tworząc okrąg światła dotykający fal. Żar palił
twarze, Bałtyk huczał, a natężenie emocji było tak niesamowite, że
niemal fizycznie odczuwalne. Magia chwili. Życie według ideałów
harcerskich wydawało się takie oczywiste i takie proste. Świat wydawał
się prosty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz