Majowe poranki i wieczory bywają dość chłodne. W takie dni rozpalamy w kominku, żeby przegnać chłód czający się po kątach.
Kilka dni temu, kiedy już Smyk miał wskakiwać do wanny, tata
przyniósł do domu naręcze drewna z pasażerem, który załapał się na gapę:
Wydaje mi się, że to jakaś jaszczurka, ale jak się mylę to proszę mnie oświecić.
W każdym razie maleńkie to było, wytrzeszczało na nas oczka zamarłe w bezruchu, oczekując co zrobimy.
A my tylko pooglądaliśmy konkurując ze stworzonkiem w kategorii wytrzeszczania ocząt:
Zrobiliśmy kilka niezbyt dobrych zdjęć - wieczorem przy kiepskim
świetle i do tego "obiekt" taki mały, więc aparat nie chciał złapać
ostrości, a nie chcieliśmy wystawiać cierpliwości Randala na próbę.
Jakoś nikt (ani ja ani mąż) nie miał ochoty szukać tego po domu jakby
jednak postanowiło salwować się ucieczką spod flesza.
Imię Randal to przez skojarzenie z jedną z postaci z filmu "Potwory i Spółka".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz