Ostatnio wiele potu kosztowało mnie uszycie firanki do pokoju Bobasa. Firanka przywieziona została z Polski, ma piękne haftowane żyrafy i kwiatuszki, ale była za długa do okna w pokoju Krzysia i trzeba było ją przyciąć. I tego bałam się najbardziej - że utnę krzywo i zniszczę wszystko a do sklepu po nową taką mam kilka tysięcy kilometrów... Ale udało się, firanka wisi, Bobas nawet zauważył żyrafy, szkoda tylko, że uparcie odmawia spania we własnym pokoju i ciągle śpi z nami...
Ale miało być o robótkach a (wyjątkowo) nie o Bobasie.
Będąc w marcu w Polsce kupiłam sobie kilka gazetek z wzorami, kilka wpadło mi w oko, zwłaszcza bzowy sweterek i nie mogłam się doczekać powrotu i kiedy go sobie zrobię. (hm, powrotu nie mogłam się doczekać z innego powodu, ale to pominę...). Włóczka została zakupiona, nawet udało się znaleźć w odpowiednim kolorze (z czym zawsze jest kłopot) i zabrałam się do roboty.
Plecy w pierwszej wersji wyszły za wąskie, trzeba było spruć i zacząć od nowa. Na zdjęciu prezentują się dumnie zszyte z przodem, namoczone i w trakcie suszenia:
[sweterek bialo-lila w paski]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz