Koleżanka, mama czwórki dzieciaków w wieku od 17 miesięcy do 8 lat,
wprowadziła jakiś czas temu system przyznawania plusików za wykonane
przez jej starsze pociechy czynności typu wyniesienie śmieci czy
wyrzucenie brudnej pieluchy przy przewijaniu najmłodszej siostry.
Przyznam, że jestem przeciwna pomysłowi płacenia dziecku za
pomaganie w domu. Uważam, że dziecko powinno mieć pewne obowiązki do
wykonania, a kieszonkowe to inna sprawa.
Ale kiedy byliśmy ostatnio u znajomych, Smyk podchwycił ideę
otrzymywania plusików i bardzo mu się to spodobało, więc trzeba było
wprowadzić w domu bo strasznie wiercił mi dziurę w brzuchu.
Chętnie posprzątał swoje zabawki - no dobrze, za ten zapał i
prędkość niech ma tego plusika. Potem wyciągnął pranie z suszarki i
przyniósł kosz do pokoju, gdzie prasowałam. - W tym wypadku uważam, że
zasłużył na nagrodę. Trzeciego plusika też za coś tam dostał, a zasada u
koleżanki jest taka, że za 3 plusiki dzieci dostają ćwerćdolarówkę.
Skoro nazbierały się Hultajstwo trzy plusiki, to musi dostać pieniążka, tak jak było to obiecane.
Wyciągam z portmonetki ćwierćdolarówkę i wręczam dziecku.
Smyk obraca ją w ręce a minę ma niewyraźną.
Powtarzam więc reguły, bo myślę, że może oczekiwał większej sumy, na co dziecko mi odpowiada:
- Ale ja chciałem ciekoladowego piniąźka!
No i dostał czekoladowego pieniążka zapakowanego w złotko (nomen omen euro).
A mi ulżyło, bo okazało się, że w naszej wersji zabawa wcale nie sprowadza się do nagradzania w wymiarze finansowym.
Chociaż najlepiej by było jakby Smyk stracił zainteresowanie sprawą
wogóle. W końcu porządek w pokoju ma być czy dostanie za to czekoladkę
czy nie. Nie mam też zamiaru wynagradzać dziecka ekstra za to, że
odniósł do kuchni kubek z którego właśnie coś wypił, czy inne podobne
rzeczy. Tak się składa, że nie mamy służby w domu i sprzątanie po sobie
należy do domowników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz