A to małe "rogasie" pasły się skubiąc motelowy żywopłot. Kiedy już
wszyscy zainteresowani goście motelowi obfotografowali zwierzątka,
przejechaliśmy powoli obok nich, a one zupełnie nie zrażone przeszły na
drugą stronę krzaka i dalej konsumowały śniadanie nie bacząc na to, że
właśnie z tej drugiej strony mijamy ich samochodem.
Z Gold Beach pojechaliśmy do Port Orford. Słynna autostrada numer
101 prowadzi niemal cały czas wzdłuż samego wybrzeża, więc mogliśmy
podziwiać widoki:
Jakiś czas temu mąż pracował w Port Orford i od dawna planował pokazać reszcie rodziny tę miejscowość.
Najpierw poszliśmy na spacer plażą. Udało nam się znaleźć kilka
jaskiń i tuneli ku nieopisanej radości Smyka. Ponieważ trafiliśmy na
odpływ, pooglądaliśmy też kilka żyjątek zazwyczaj schowanych pod wodą,
np. rozgwiazdę - Hultajstwo nie omieszkał jej podotykać.
Smyk usiłował wspinać się na niemal każdą skałę na plaży, a niektóre
traktował jak zjeżdżalnie. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu spodnie
przetrwały bez ani jednej dziury na siedzeniu! Oczywiście atrakcją nie
lada była możliwość wysikania się za skałą, prosto na piasek, a nie w
jakiejś zamkniętej toalecie.
Pod koniec spaceru Smyk był już tak zmordowany, że nieśliśmy go na zmianę z mężem.
Z plaży pojechaliśmy na mały cmentarzyk, na którym został pochowany
założyciel Port Orford William Tichenor oraz jego potomkowie:
Grób Williama Tichenora znajduje się poza częścią ogrodzoną płotem,
po prawej stronie, między płotem, a nagrobkim z prawej strony.
Na zdjęciu powyżej widać też z lewej strony cień drzewa. To drzewo
właśnie wzbudziło szalone zainteresowanie Hultajstwa, który zażądał, aby
go na to drzewo wsadzić:
Bo wchodzenie na drzewa w wydaniu hultajskim ciągle jeszcze wygląda tak,
że trzeba go na drzewo wsadzić i do tego pilnować, żeby nie spadł. A
potem ściągnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz