Jeszcze kilka słów na temat "remontu,"
Zasadniczy remont toczy się od marca (!) w pokoju "gościnnym".
Ale że goście nie walą do nas drzwiami i oknami (mimo licznych
zaproszeń z naszej strony), remont ciągnie się jak flaki z olejem od
przypływu do przypływu natchnienia męża.
Ponieważ pokoju tego nie używamy, więc zamykam drzwi i udaję, że go nie ma.
I nie denerwuję się.
I tak od marca zostały zerwane stare płyty ze ścian, położone nowe a
następnie wygipsowane, wyszlifowane (x2), pokój został wymalowany i
nadszedł czas na remont podłogi.
Przy okazji postanowiliśmy naprawić fragment podłogi przy drzwiach
wejściowych. Poprzedni właściciele domu zlikwidowali parkiet i położyli
tam płytki winylowe:
Od samego początku bardzo się nam to nie podobało i wiadomo było, że z
czasem położymy tam parkiet. Okazja nadażyła się, więc robota ta została
dołożona do cyklinowania podłogi w pokoju gościnnym.
Ale powstał problem: po położeniu tego kawałka parkietu ile trzeba wycyklinować -wokół żeby to dobrze wyglądało?
I tak wycyklinowaliśmy całą podłogę w całym domu poza pokojem Smyka i sypialnią (i tymi pomieszczeniami gdzie parkietu nie ma).
Trochę widać różnicę między starymi klepkami a nowymi, ale po rozłożeniu dywanów nie rzuca się to zbytnio w oczy.
Poza tym z czasem nowe klepki powinny nieco ściemnieć.
Podłogę kładł nam i cyklinował nasz bardzo dobry znajomy i muszę
przyznać, że zrobił to pokazowo. Nie ma się do czego przyczepić - i nie
chodzi tu o niedoschnięty lakier.
Mamy sąsiada, który jak coś jest świetnego to tym bardziej szuka dziury w całym i powodu do krytyki.
Kiedy kupiliśmy samochód, stwierdził, że mu się nie podoba i że on
takiego by nie kupił, bo ma brzydki kolor (granatowy) i latem będzie się
bardziej nagrzewał od słońca.
Sąsiad chodził po tej nowej podłodze i chodził. Zajrzał do każdego
kąta i ... nie znalazł niczego do czego by się mógł przyczepić - był
niepocieszony!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz