piątek, 30 marca 2018

Remontowo - osłona pierwsza (2009-07-27)

Tak jak obiecałam - dzisiaj kilka słów o remoncie, a raczej konsekwencjach mieszkaniowych z nim związanych.
Ponieważ cyklinowaliśmy (rączkami znajomego, nie własnymi) podłogi w części dziennej domu oraz jednej sypialni, pomieszczenia te trzeba było opróżnić.

Hultajstwo szalenie wczuł się w rolę i pomagał nam jak mógł, głównie wchodząc w paradę i plątając się pod nogami - ale to przecież nas nie zaskoczyło.

Dzielnie układał płyty CD i kasety (tak, posiadamy dość sporo takowych) w kartonach a potem usiłował sam je przenosić. 

Pomagał mi też zwijać dywany i usiłował je wynosić do garażu.

Kiedy odpoczywaliśmy z mężem, Smyk przybiegł do nas z nożem wyciągniętym z szuflady w kuchni oświadczając, że będzie nim przycinał folię do zabezpieczenia regałów z książkami.

A kiedy już wszystko zostało wyniesione, miał niesamowitą uciechę wciskając się w szczeliny pomiędzy kolumnami a rowerkiem, między różnymi stolikami a krzesłami, szafkami a pudłami. Często udawało mu się dotrzeć do upragnionego celu po meblach i/lub paczkach, czasami pod nimi. Pyszna zabawa! Toż to lepsze niż plac zabaw! 
Jeszcze trochę pamiętam z czasów dzieciństwa...

Ponieważ latem u nas nie pada, i prognoza pogoda nie przewidywała (i w dalszym ciągu nie przewiduje) żadnych opadów (poza opadającymi od upału kończynami, ale to się nie liczy), więc urządziliśmy sobie salon pod wielkim dachem nieba, czyli na tarasie:
 
 
Jak widać Smyk miał zapewniony dostęp do swojego ukochanego fotela, a tata do swojej umiłowanej wersalki (ach jak wspaniale mu się nad niej zasypia przed telewizorem!). 
O telewizorze ani odtwarzaczu też nie zapomnieliśmy.

Kiedy już dostęp do sypialni został odcięty świerzą warstwą lakieru, przenieśliśmy się częściowo do garażu:
 
W garażu przespałam z Hultajstwem kilka  nocy. Tata załapał się tylko na jedno spanie z pająkami bo był na delegacji (w tej części Oregonu, gdzie jest jeszcze cieplej niż u  nas). 

Tutaj też nieźle się urządziliśmy - mogliśmy oglądać bajki w łóżku! Gratka to nie lada, bo w sypialni telewizora nie mamy, i to się raczej nie zmieni. A w garażu - i owszem! 
 
 
Nawet dywan rozwinęłam, żeby w nocy nie biegać po betonie do toalety. 
Z garażu mamy bezpośrednie wejście do kuchi a przez kuchnię do toalety, więc w kwestii sanitariatów nie było żadnego problemu. 

Ale do prysznica był utrudniony dostęp - jedynie w godzinach wczesno porannych, przed położeniem kolejnej warstwy lakieru. W związku z tym kąpałam Smyka w garażu, w misce.

Mycie w misce okazało się absolutnym przebojem remontu, i Smyk tak je polubił, że istniało niebezpieczeństwo, że tak będziemy się kąpać przez kilka kolejnych miesięcy, ale na szczęście miska nie jest zbyt duża i żadną miarą nie da się w niej położyć na brzuszku i to przesądziło sprawę. 

W sobotę wróciliśmy już do sypialni, ale "salon" nadal mamy częściowo na tarasie, częściowo w garażu ponieważ lakier jeszcze nie stwardniał na tyle, żeby pownośić cięższe meble. A mąż znowu na delegacji, więc do soboty nic się nie zmieni. 

A ja zbieram się w sobie do sprzątania po tym remoncie. 
Szczególnie słabo mi się robi na myśl o myciu okien, zwłaszcza, że w tym tygodniu znowu ma być 35-38 stopni w cieniu...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Coś się kończy, coś się zaczyna (2011-05-25)

Moi mili czytelnicy! Nie sądziłam, że przyjdzie mi poczynić tego typu wpis, ale jak wiadomo, życie szykuje różne scenariusze, n...